niedziela, 14 marca 2021

8 maja 1987

Piątek


Obudziłem się grubo przed 6:00. Nie wiedziałem, która jest godzina, więc  ubrałem się rozpaliłem ogień w kuchni, bo na dworze ziąb jak jasna cholera. Jest najwyżej 5 stopni. Dziś znów będziemy pracować w sadzie. Poinformował minie o tym ojciec gospodarza gdy poszedłem spytać o godzinę. Pożyczył mi radiomagnetofon, żebym wiedział, o której zejść na śniadanie.


***


 W tej wsi jest dużo psów. Prawie każdy chodzi luzem. Są to duże psiska. Jest też owczarek podhalański. Nazywa się Baca. Sięga mi do pasa. Jest ładny, kudłaty i biały. Chłopaki się go bali. Jak żeśmy przyjechali leżał pod domem od razu mi się spodobał. Podszedłem, aby go pogłaskać. Jest to spokojne zwierzę.


***


 Ojciec gospodarza wywiózł nas ciągnikiem do sadu jakieś kilometr od przechowalni. Rano przed wyjazdem do pracy nałożyłem na siebie dodatkowy podkoszulek i drugi sweter. Włożyłem także kamizelkę watowaną, którą zostawili tutaj robotnicy. 

W sadzie było jak na Syberii. Wiało, deszcz mżył, trawa była mokra. Marznąc pocieszałem się, że kiedyś to się skończy. Chyba nigdy na tej praktyce tak bardzo nie zmarzłem. Co jakiś czas biegałem w jedną i w drugą stronę, żeby trochę się rozgrzać. 

W końcu jednak nie wytrzymaliśmy i poszliśmy, aby się rozgrzać. Następnie znów na to zimno. Potem był obiad. Po obiedzie nie szliśmy do sadu, bo było skończone. Tutaj nie było co robić. Szwendaliśmy się koło robotników. Robotnicy robili pustaki. Pomagaliśmy im trochę. Stratega nie było więc pojeździliśmy sobie jego ciągnikami. Jeden to C-360, drugi C-330. Ciężko biegi wchodzą. Na trzydziestce jeszcze nie jeździłem. Zapoznałem się z tym jak wchodzą biegi.


***


 Heniek i Tomek grają w karty. Pod kuchnią się pali. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz