niedziela, 28 marca 2021

25 maja 1987

Poniedziałek


 Podobają mi się te miejscowe dziewczyny. Szczególnie blondyneczka z charakterystycznym uśmiechem. Widzę je codziennie Od trzech tygodni, a jednak nie zamieniłem z nimi ani jednego słowa. W sumie nie wiem dlaczego.


***


 Wyszedłem nastaw. Ponad wodorostami wynosiła się gęsta mgła. Zapadał zmierzch. Zatrzymałem się. Patrzyłem na tę wodę, na opary unoszące się nad ciemną to nią. Pomyślałem, że pewnie jest ciepła. Znaczy się woda. Przykucnąłem, włożyłem rękę do jeziora. Rzeczywiście była ciepła.

 Stoję. Właśnie w tej chwili z mojej podświadomości wyłonił się dziwny obraz. Nie, to nie było świadome wyobrażenie, czegoś, co jest. To nie było nawet marzenie. To było coś zupełnie innego.

 Zobaczyłem siebie stojącego pośród tej mgły, zobaczyłem, że ktoś stoi koło mnie. To była dziewczyna. Nie mogłem sobie przypomnieć, ale jej twarz skądś była mi znajoma. Byliśmy parą. Tak mi się przynajmniej zdawało. 

Jej głowa spoczywała na moim ramieniu. Odejmowaliśmy się czule. Patrzyliśmy przed siebie ponad tonią wody, ponad wodorostami, gdzieś daleko w nieskończoność. 

W pewnym momencie zauważyłem starą, zgarbioną życiem i chorobami kobietę. Znajdowała się po drugiej stronie jeziora. Po drugiej stronie stawu. Nie widziałem jej wyraźnie. Wyglądała raczej jak cień pociągnięty akwarelą i rozmazujący się w białej mgle. 

Wstała, patrzyła na nas. Wyciągała do nas dłonie. Wołała nas. Jednak zajęci byliśmy sobą, tylko sobą, swoimi rozmyślaniami i nie słyszeliśmy tego. Przynajmniej nie zwracaliśmy na to większej uwagi. 

W pewnym momencie spod nóg  starej kobiety osunęła się pod myta przez wodę skarpa. Z cichym ledwie słyszalnym pluskiem wpadła do wody.  Wołała pomocy. My jednak wciąż wstaliśmy nieruchomo. Zdawało się, że jakaś siła trzyma na stół po drugiej stronie na brzegu. Jakaś siła nie pozwalała nam ruszyć przed siebie na pomoc. Coś uspokajał w jakiś dziwny sposób.

 Po pewnym czasie widać było już tylko dłoń wystającą w ostatnim w geście pożegnania nad powierzchnią wody. Koścista, chuda z rozpostartymi palcami, skóra się na niej opinała, jakby wyciągnięta była w naszą stronę. My jednak wciąż staliśmy, nie ruszyliśmy się nawet na centymetr. Dopiero później zadałem sobie pytanie dlaczego to zrobiłem, dlaczego zachowałem się tak, a nie inaczej? 

W pewnym momencie usłyszałem tuż za tobą głos Maćka, syna gospodarza. Wizja prysła. Rzeczywiście byłem nad tą wodą, ale reszta? Czy to była wizja, stan świadomości czy snu? Tego już nie jestem taki pewien. Długo jeszcze zastanawiałem się, czym to tak naprawdę mogło być. Może to tylko sprawka mojej zbytnio wybujałej wyobraźni? Ale nie, to było zbyt realistyczne, zbyt prawdziwe kropka Co to było? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz