Poniedziałek
Pierwszy dzień praktyki dobiega końca. Pogoda była bardzo ładna, około 20 st. C. Praca? Jaka była? Robota jak robota. Taka sobie. Chociaż przyznam, że czas niesamowicie się dłużył. Nie ma się co dziwić, to dopiero pierwszy dzień.
Będę opisywał skrótowo. Siedzę w jakimś pomieszczeniu. Kurwa, co to jest???!!! Kuchnia to czy pokój? Chuj go wie! Stoi tutaj duża kuchnia kaflowa na węgiel z zapieckiem. Jak u mojej babci. Mam wrażenie, że przeniosłem się w czasie. Na prawo od kuchni pod sufitem umieszczony jest bojler na wodę. Na przeciwległej ścianie po prawej stronie znajduje się zlew, nad którym wisi podświetlane okrągłe lustro i szafki ścienne na żywność. Dalej jest okno, dosyć duże jak na piwnicę. Poza tym są tu trzy tapczany plus jeden składany stolik z telewizorem. Oprócz tego znajduje się tu wiele innych drobnych rzeczy, zupełnie niepotrzebnych. Tak jakby ktoś urządził tu sobie składowisko. Niski sufit i ściany prawie w całości pokryte są ciemnoszarym lepkim nalotem. Śmierdzi. Dowiedzieliśmy się, że niedawno to miejsce się paliło. Jakieś pierdolone gumofilce! Pięknie i my mamy tu mieszkać?! Jacyś robotnicy, którzy tu przed nami mieszkali i na pewno będą jeszcze mieszkać, postawili je na rozgrzanej płycie kuchennej, żeby wyschły i poszli w chuj.
No i w chuj jesteśmy w czarnej dupie! Zapowiada się, że robota nie będzie tutaj lekka. Tu jest cholernie dużo roboty. To nie jest praca dla uczniów. Kurwa nie trzeba eksperta! Nawet na pierwszy rzut oka to widać.
Facet dziś nam tak powiedział:
–Ja wam płacę za godziny pracy, a nie zasiedzenie. Zrozumiano?! Możecie pracować nawet po sześć godzin, ale jak chcecie więcej zarobić...
Ciekawe czy chociaż dobrze zapłaci? Pewnie nie. Dobra. Miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Tak więc uzgodniliśmy, że będziemy pracować po osiem godzin a jak się da to po dziesięć. Wszyscy trzej potrzebujemy kasy więc się zgodziliśmy. W tym mamy przerwę co trzy godziny po piętnaście minut razem z obiadową, ale to można jeszcze zmienić.
Wieś jest dość duża, gęsto zabudowana, położona przy dwóch drogach. Do lasu mamy jakieś dwa kilometry. To, co mnie zaskoczyło w tym miejscu to to, że jest tu dużo ładnych wielkich psów. Zrobiłem sobie spacer.
Gospodarze, u których pracujemy są gościnni i… pracowici. Chociaż to jest pierwsze wrażenie. To są ich rodzice. Nie wiem, młodych jeszcze nie znam. Jest tu także dużo małych dzieci. Natomiast nie spotyka się młodzieży w moim wieku.
Jedna myśl, która utkwiła mi w pamięci po dzisiejszym dniu powoduje niepokój. Po kolacji jakoś tak się zgadzało z gospodynią. Przyznałem się jej, że jestem z Domu Dziecka, że wychowałem się w PDDz Stok Lacki a ona zaraz na mnie wyskoczyła:
–Tu był taki jeden, też z domu dziecka ze Stoku Lackiego!
Od słowa do słowa i dotarło do mnie o kogo chodzi. To był kiedyś mój najlepszy kumpel. Mianowicie Grzegorz Koza. Gość jest bardzo charakterystyczny i nie da się go pomylić z nikim innym. Powiedziała, że był tu na praktyce. No i wydało się. Zajebał magnetofon.
–Jeszcze przy kolacji pytam się go – mówiła – czy nie brał tego magnetofonu, nie mówiąc o kradzieży, bo tutaj wszystko leżało I nikt nie brał. On mi odpowiada, że nie, skąd.
Jak się pokazało Grzegorz miał go w torbie. Zobaczyli gdy jego nie było.
–Tu nikt nic nie bierze – ciągnęła ściszonym głosem – znam wszystkich naszych pracowników bardzo dobrze więc podejrzenie padło na niego.
Aż wstyd mi było tego słuchać. Wstyd mi za takiego osła.
–To żeby powiedział to bym mu nawet dała, zarobiłby sobie by na niego – żaliła się nie dając poznać tego po sobie.
Poczułem się głupio. On i ja z tego samego domu dziecka. Ludzie inaczej patrzą na takie rzeczy. Odczułem, że i ja będę pod czujnym okiem. Najważniejsze, że żeby żaden z tych dwóch, z którymi tu przyjechałem nic nie zasłynął. Podejrzenie, oczywiście kurwa padnie na mnie.
***
Dziś nadałem przez telefon telegram do domu. Mama mnie o to prosiła. Nie chciałem, aby się martwiła. Nadałem, że przyjechałem szczęśliwie i że jest wszystko w porządku. Teraz siedzę już w łóżku. Heniek i Tomek śpią.
P.S. wczoraj byliśmy tutaj na godzinę 19:15. Od stacji przyjechaliśmy syreną dyrektora. Ten dom znaleźliśmy od razu. Na gospodarza czekaliśmy, ale nie przyjechał. Zjawił się dopiero dziś rano.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz