Niedziela
Przede mną, w odległości ośmiuset metrów rozciąga się pasmo lasu. Jest postrzępione i różnych odcieniach zieleni. Niżej jasnozielony płat łąki, a w górze błękit nieba. Zgubiłem gdzieś Tomka i Heńka. Lubię być sam taką go czy i niepowtarzalnych miejscach.
Muszę przyznać, że lasu jest tu dużo. W zasadzie wszędzie jest las. Gdzie Nie spojrzysz – las. Postrzępiony z zatokami i polanami, na których rozciągają się pola lub łąki. Teren jest urozmaicony, pofałdowany. Gdzieś na linii zadrzewienia widać urwisko piasku.
Ptaki śpiewają. Różne gatunki. Przed chwilą spod moich nóg uciekł zając. Niby podobny do naszego, a jednak inny jest ten las. Mijam kolejne wcięcie łąki. Za drzew bieli się dach budynku: jeden, drugi, trzeci... Czyżby wioska? Tu także mieszkają ludzie? Odszedłem już jakieś dwa kilometry od Lipna. Zanurzyłem się w zagajnik. Idę przez krzaki. Trzmiel brzęczy gdzieś nad pod moimi nogami. Słońce mocno przygrzewa, a cień dają drzewa. I wiatr powiewa i szumią drzewa. Aha zapach igieł sosnowych unosi się w powietrzu. Jestem już niedaleko tych domów. Idę dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz