Środa
Teraz na próbę przyszło tylko kilku uczniów z internatu. Ci, co byli przyjezdni nie mogli przecież się stawić. Nie siedzieliśmy zbyt długo. Kilka razy zadeklamowałem swój wiersz, aby pozbyć się tremy i zapoznać z mikrofonem. Później pobiegłem szybko na kolację. Zjadłem w pokoju najszybciej jak tylko się dało, bo zaczynali krzyczeć, że trzeba się zbierać na akademię pożegnalną maturzystów.
Jak się to mówi to dopiero była bomba. Mój wiersz był odjazdowy, ale i tak zostałem z nim przyćmiony tym, co nastąpiło później. Nie będę wszystkiego dokładnie opisywał, bo to zajęłoby mi kolejne dwie strony, a nie mam na to czasu. Przedstawię tylko kilka wybranych komicznych scen. Wśród konkursów i zabaw był taniec na zmniejszającym się parkiecie, za który służyła coraz bardziej składana gazeta. Wybrano trzy osoby wśród maturzystów: dwóch chłopaków i jedną dziewczynę. Ci z kolei mieli sobie wybrać własnych partnerów. Co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze to ta dziewczyna wybrała pana Szostakiewicza - jednego z nauczycieli i wychowawcę w internacie. Gdy gazeta była już za mała, aby pomieścić dwie osoby, dziewczyna zdjęła buty i stanęła profesorowi na stopach. Oczywiście trudno mówić tu o jakimkolwiek tańcu. To było raczej zwykłe podrygiwanie, ale i tak się liczyło. Śmiechu było co niemiara. Po chwili jeszcze raz złoży mi gazetę i starczyło miejsca już tylko na jedną stopę. W tym momencie niewiele myśląc profesor wziął uczennicę na ręce i tak próbowali podrygiwać aż w końcu spadli z tego skrawka papieru.
Całą tę komedię oglądała żona pana profesora. Oboje czerwieni ze wstydu czy śmiechu pokładali się na boki nie mogąc wytrzymać.
Jeszcze inny żart, który warto tutaj przytoczyć to wróżenie z kart przez dziewczynę przebraną za cygankę. Podeszła do jednego z maturzystów, wzięła go za rękę, a następnie potasowała karty, rozłożyła je na stoliku i zaczęła mówić:
-Przed tobą świetlana przyszłość… rolnika. Widzę stado owieczek. Widzę twoją lubą. Strzeż się jednak szatynek. Widzę twoich konkurentów, lecz nie martw się ona i tak poleci na te twoje owieczki.
Tak czy inaczej, śmiechu było co niemiara.
Teraz jest już po wszystkim. Siedzę w pokoju cichej nauki. Przed dziesięcioma minutami wyszło stąd kilka osób. Chłopaki uczyli się do jutrzejszych lekcji. Jeszcze po tej akademii w internecie przyszedłem tutaj, aby uczyć się z kolei na akademię w szkole. Jest już mocno po ciszy nocnej, ale jeszcze mam zamiar ćwiczyć dykcję. Nie mam innego wyjścia. Skoro zdecydowałem się brać w tym wszystkim udział to chcę wypaść jak najlepiej. Tym bardziej że nie ma już w ogóle czasu. Przedstawienie jest już jutro. Tekst muszę mieć opanowany do perfekcji. Muszę pamiętać, że jutro wystąpię przed całą szkołą. Najprawdopodobniej pojawi się trema. Nie chcę tego zawalić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz