poniedziałek, 29 marca 2021

26 maja 1987

Wtorek


Drugi dzień ostatniego tygodnia. Po tej praktyce zostanie jeszcze miesiąc nauki. Zastanawiam się, jak będę wspominał ten wyjazd. Dobrze czy źle? W sumie jest tutaj bardzo różnie. Za 5 minut wychodzimy do pracy. Ciekawe co dziś będziemy robić. To co wczoraj, czy może pojedziemy do sadu? 


***


Ciągle nie daje mi spokoju jedna myśl. Jednak to chyba normalne. Ten widok. Nie mogę zapomnieć drżących rąk matki. Obraz tego szpitala, ten znak zapytania w głowie. Mamo, ty nie możesz umrzeć. Musisz być zdrowa. 

Chyba zaczyna męczyć mnie sumienie. Wydaje mi się, że przynajmniej do części tego jej cierpienia puściłem się ja sam osobiście. Mam świadomość, że zbyt mało pomagałem jej w domu i w ogóle. Nie powinienem był dopuścić, żeby nosiła takie ciężary.


 17:45


Zastanawiam się jaki sposób gospodarz zaliczy na to dzisiejsze cięcie. Gdybym był w państwowym zakładzie przy takiej ładnej pogodzie, jaka była dziś, pewnie bym cały dzień leżał bykiem. Oczywiście gdyby nikogo nie było. Chociaż facet pojechał gdzieś samochodem i robiliśmy sami, ani nam w głowie było jakiekolwiek leżenie. Przynajmniej mnie. Nie wiem, co myśleli na ten temat chłopaki, bo ja byłem na przodzie. 

Facet dał nam na jedno drzewko 2 minuty. Zaraz, zaraz, Zrobiłem 107 drzewek w czasie 5 godzin. Po przeliczeniu wychodzi, że powinienem zrobić 180. I tak to, co zrobiłem, ledwo dałem radę. Moje drzewka były stosunkowo niskie. Współczuję Darkowi. Jego drzewka mierzyły ponad 2 m i miały grube gałęzie. Prawie cały czas posługiwał się piłką. 


***


À propos moich współlokatorów.  Nie wspominałbym oni gdyby byli podobni do nas. Pomimo że mieszkają w Polsce od urodzenia, z pochodzenia są Białorusinami. Wyznają prawosławie. Między sobą mówią po białorusku. Właściwie jest to mieszanina polskiego i białoruskiego, ale dla nas i tak nie jest zrozumiała. Należą do polskiego towarzystwa, czy jakoś tam. Nie mogę przypomnieć sobie dokładnej nazwy, ale istnieje ona gdzieś tam w rejestrze. Są żywo zainteresowani  pozostałościami kultury białoruskiej na terenach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Tak mi powiedzieli. W odróżnieniu od ich poprzedników, którzy także ze mną tutaj mieszkali, są bardzo kulturalni. Można się po prostu z nimi tak normalnie po ludzku dogadać. Teraz nie ma ich w pokoju. Mogę bez obawy o nich sobie popisać.


***


 Ja sobie tak myślę i piszę o wszystkim i o niczym a tam w Warszawie w szpitalu leży schorowana, cierpiąca matka. Niedawno przeszła operację woreczka żółciowego. Widziałem kamienie, które razem z nim jej wycięli. Największy był wielkości połowy mojego kciuka. Dlaczego więc nie jestem przy niej, chociażby myślami? 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz