Piątek
5:45 Krzysiek Granis wstaje i budzi nas. Plan już jest gotowy. Nie wzbudzając niepotrzebnego zainteresowania myjemy się, ubieramy i pakujemy.
6:15 Wychodzimy z internatu. Ja z bratem Idę na stację PKP w Garwolinie a Krzysztof na przystanek PKS w Michałówce.
6:43 Podstawia się pociąg do Warszawy Wschodniej. Jest pusty. Wchodzimy do przedziału, w którym znajduje się jeden facet.
8:30 Wysiadamy na dworcu wschodnim w Warszawie. Piechotą przemieszczamy się na Dworzec Wileński.
8:50 Dotarliśmy na dworzec chwilę przed odjazdem pociągu. Pociągiem relacji Warszawa Wileńska - Małkinia jedziemy do Łochowa.
10:30 Podstawia się autobus Łochów - Brzuza. Ciasny jak jasna cholera. Jedziemy do Łojek.
No i jestem. Gdzie? Na drzewie w gnieździe. Ciągnie mnie do starych znanych miejsc. W tej chwili jest już po 16:00. Jestem tu od niedawna, a już tyle się wydarzyło. Z samego rana z lasu Sławek przyniósł dwa malutkie jeże. Poza tym mama kupiła kilkadziesiąt kurczaków. Takie malutkie żółte. Nie do zjedzenia. Mają urosnąć. Na jajka.
Jak się pojawiliśmy w zasięgu naszej posesji Sławek nawet nie wybiegł nam na spotkanie, aby pomóc taszczyć te ogromne torby, które ze sobą mieliśmy. Mógłby się bardziej postarać. Siedzi tylko w domu i nic nie robi. Matka jest w pracy. Wcześniej były też siostry, ale teraz pojechały do Łochowa. Podobno na lody.
Kiedy przyjechałem porządnie zjadłem i od razu przyszedłem tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz