wtorek, 23 marca 2021

19 maja 1987

Wtorek


Ten facet zaczyna mnie totalnie wyprowadzać z równowagi. Mam wrażenie, że przez niego nie skończę tej praktyki. Już dawno potwierdziły się słowa wypowiedziane przez kogoś w naszej szkole, nie wiem przez kogo, ale to nie ma znaczenia, że praktykant jest tanią siłą roboczą.

 Dzisiejszy dzień zaczął się jak wszystkie inne. Inne, to znaczy te spokojne dni. Facet kazał poukładać na paletach pustaki. Lał się z nas pot, bo dziś było dość gorąco, ręce bolały, ale jako tako dawaliśmy sobie radę. No ale tych pierdolonych pustaków nie da się bez przerwy nosić. Przyszedł moment, że musieliśmy sobie zrobić krótki odpoczynek.

 Siedzimy spoceni, a ten kutas leci i klnie na całe gardło: 

-Cholera, nie siedzieć mi tutaj tylko robić! 

Wzięliśmy się więc do pracy. Poukładaliśmy te pustaki. Heniek z Ryśkiem (Rysiek przyjechał w niedzielę) poszli do sadu. Nawet nie wiem, gdzie ich wywiózł. Pozostałym kazał wsiadać do poloneza. Podjechaliśmy pod dom. Podstawił żuka. Na pace było pełno skrzynek. Za chwilę przybiegła jego żona. Pojechaliśmy do Sarnak. Mieliśmy to wszystko wyładować u jej matki. Było tego sporo – cały samochód. 

Po drodze nie wiedzieć czemu gospodyni powiedziała nam, że jesteśmy najbardziej zdyscyplinowanymi praktykantami, jakich kiedykolwiek zatrudnili. Pomyślałem sobie wtedy: "zdyscyplinowani? A pewnie, że tak. Kurwa mać, harujemy jak woły, jak pieprzeni niewolnicy. Dziwne tylko, że jeszcze do tej pory w tym syfie wytrzymaliśmy! Ten gość jest pojebany. Cały czas nam grozi, krzyczy na każdym kroku, klnie jak szewc. To nie zdyscyplinowanie droga pani, my jesteśmy najnormalniej w świecie zastraszeni. Tak czuję się ja i myślę, że koledzy także”. 

 Ledwie zdążyliśmy przyjechać, a gościu się wydziera: 

-Ja wam tego nie zaliczę! Tam jest tylko ruszone. Tam dziabnięte, tu dziabnięte. Do jasnej cholery, od dzisiaj robimy inaczej! Ja wam nie będę zaliczał siedzenia! 

W końcu stwierdził, że nie będzie płacił za godziny pracy, tylko za ilość zrobionych drzewek. Ręce opadają. Nie będę tego wszystkiego opisywał, bo niedobrze mi się robi. Nie wiem, czy ktokolwiek mi uwierzy. To naprawdę w głowie się nie mieści. Żeby to zrozumieć trzeba tutaj być, z tym pieprzonym pojebem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to wszystko kiedyś minie, że pozostaną tylko złe wspomnienia. Chcę o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć i wrócić do normalnego świata.

 My także po obiedzie poszliśmy do tego sadu. Poprawiałem już czwarty raz te same drzewka. Naprawdę tam już nic nie zostało, ale i tak wiem, że nie zadowolę tej hieny. Zawsze będzie coś źle.

W drodze i powiedział mi, że każdy z nas ma wziąć swój oddzielny rząd drzewek, żeby było wiadomo, który i gdzie robił. Skrupulatnie liczył ilość obciętych drzewek. Powiedział, że jak będziemy się "obijać" to nam w ogóle nie zapłaci. Powiedziałem o tym kolegom, to o mało ich szlag nie trafił. 

Do jasnej cholery, na tej praktyce tak naprawdę nikt nigdy się nie obijał. To, że czasami siedzimy, nie oznacza, że się obijamy. My po prostu nie dajemy rady. Jesteśmy tylko uczniami ze szkoły średniej. Nie wszystko potrafimy, i nie do wszystkiego się nadajemy. Nie mam pojęcia, czego można jeszcze od nas wymagać.

 No dobra, chyba będę musiał już iść, bo i tak już długo siedzę w tym lesie. Nie chcę spóźnić się na kolację, bo znowu będzie krzyk. Może być też i tak, że w ogóle nie dostanę nic do jedzenia. À propos kolacji dałem gospodyni kartki na żywność, a kiełbasę jedliśmy dopiero 2 razy. Na tych kartkach było 4 kg wędliny. Była tam też czekolada, której jeszcze nie widziałem na oczy.


***


 Byłem w kościele na majówce. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz