Czwartek
Wieliszew 21.35
Pokój. Siedzę przy otwartym oknie. Świeże powietrze jak wino upaja. Daleko za lasem terkocze pociąg. Stukają koła, pędzą wagony. Zmrok zalewa cały świat spokojem i harmonią nocnych mgieł. Las wypełniony wilgocią kołysze do snu, a my na przekór biegniemy. Biegniemy lekko i spokojnie. Tylko nas trójka. Ja, Justyna i Jadzia. Niosą nas nasze nogi, niosą przez las i tylko ten zapach sosnowych igieł i tylko ten szum leśnych gałęzi na wietrze. Gdzieś wysoko. W koronach drzew.
Wreszcie wracamy. Jadzia opowiada swoje historie, jak zwykle ciekawe. Opowiada o ludziach, z którymi pracowała lub przebywała, opowiada o ich charakterach. To mój ulubiony temat, to mnie interesuje.
Rozmawiamy o psychologii, o snach, o jej lękach i w końcu znowu wracamy do ludzi. Wracamy i gdzieś w połowie drogi słyszymy szelest liści i chrząkanie. Wiemy, co to jest. Wszyscy jesteśmy pobudzeni. Odruchowo cofamy się o kilka kroków, szukając odpowiednich drzew do wspinaczki. Nie mija minuta i spoglądamy z wysokości kilku metrów na to co dzieje się na dole. Nie boimy się już dzików, ale jesteśmy ostrożni. Klaszczę kilkakrotnie w dłonie. Próbuję je odstraszyć, lecz gdy widzę, że nic się nie dzieje, schodzę z drzewa i powoli, z kijem w ręku, ruszam na przód. Nic nie widzę, więc ciskam ten patyk, w miejsce skąd docierały odgłosy. Idziemy dalej.
***
Jadzia jest tą osobą, która opowiada o wszystkim i robi to bardzo ciekawie. Lubię jej słuchać, ale jestem człowiekiem samotności. Lubię w takich chwilach sam łazić po lesie i do samego siebie gadać. Stabilizuję się wtedy wewnętrznie. Te biegi dały mi możliwość słuchania ciekawych opowieści, ale przekreśliły inną możliwość – samotnego rozmyślania.
Zawsze, z kim bym nie rozmawiał, zawsze to, o czym rozmawiamy, biorę do siebie, ustosunkowuję do siebie. Nie potrafię pozbyć się tego nawyku. Mówię o kimś, o czymś, o problemach czyichś, ale zawsze myślę o sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz