Wtorek
Wieliszew 21:50.
Nie wiem, od czego zacząć. Czułem potrzebę wygadania się przed kimś. Mam do tego wypróbowany sposób. Po prostu piszę. Wziąłem długopis, ale jestem chyba zbyt zmęczony, aby coś takiego się wydarzyło. Wiem, że powinienem to z siebie wyrzucić, bo zbyt dużo tego się we mnie już nazbierało. Muszę, bo znowu zacznę tracić równowagę psychiczną. Ta pisanina, mimo swoich wad, mimo wszystko mi bardzo pomaga.
Nazbierało się trochę własnych przemyśleń i spostrzeżeń. Byłem z Justyną w Legionowie. Pochodziliśmy trochę po sklepach, ale więcej nas tylko nogi bolały, niż było z tego korzyści. W sklepie, w lustrze ujrzałem własne odbicie. I co spostrzegłem?
Zgarbiony, skrzywiony, źle ubrany młody człowiek, człowiek, który wygląda na znudzonego życiem, głowa spuszczona, oto moje atrybuty. Nie dziwię się, że do tej pory nie znalazłem sobie dziewczyny, która chciałaby zwrócić uwagę na takiego faceta jak ja. Tu w Wieliszewie znalazłem się z dala od wielkiego świata, zapomniałem co to o bycie w towarzystwie, chociaż nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek to wiedziałem. Zostałem odcięty od ludzi, przyzwyczaiłem się do tego obskurnego, byle jakiego miejsca, stałem się taki jak ono, taki jak ci wszyscy ludzie, z którymi przebywam.
W innym sklepie, był to butik, wpadła mi w oczy pewna sukienka. Nigdy nie zwracałem uwagi na damską garderobę, więc byłem zdziwiony, bo ta sukienka wydawała mi się dziwnie znajoma. Budziła we mnie jakieś konkretne emocje, kojarzyła mi się z dziewczęcą urodą. Podświadomie dopasowywałem do niej twarze i postaci. Czułem, że znam tę osobę, która miała ją na sobie. I w końcu dotarło do mnie to, co było oczywiste. Studniówka i Marzeną.
Boże, myślałem, że już całkowicie o niej zapomniałem, że stała mi się kompletnie obojętna. Sam sobie się dziwię, jak można tyle czasu o kimś pamiętać, nawet nieświadomie. Może nie sama osoba, co wydarzenie, jego obraz, wyidealizowany, piękny obraz i to niezapomniane, niezatarte wrażenie delikatnej, dziecięcej urody, jaką ona miała. Ona zawsze będzie mi się kojarzyć ze studniówką, a ta studniówka z nią. To nic, że kolor był inny, ale sam krój, krój tak, krój do niej pasował. Nie wiem, czy powinienem na ten temat się w ogóle rozpisywać.
Umowa z Justyną wciąż obowiązuje, tylko jakby my o niej zapomnieliśmy, ale mimo wszystko lżej nam się ze sobą współpracuje i po prostu obcuje. To ułatwia kontakt. Nadal posługujemy się tymi zasadami. Podświadomie też dążę do takiego układu ze wszystkimi moimi znajomymi.
W moim życiu nastąpił pewien przełom. Teraz nie potrafię tego dokładnie określić, ująć w jakieś konkretne ramy, ale wiem, że to nowy etap na poziomie mojego myślenia. Przede wszystkim w kontaktach między ludźmi. Nowa zasada brzmi – znosić wszelkie mury, wszelkie ograniczenia, zasady krępujące nasze relacje. Stać się sobie braćmi w wewnętrznym, duchowym rozumieniu. Jestem zmęczony. Więcej jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz