Niedziela
Wieliszew 13:20
Nie wiem od czego zacząć. To zdumiewające wiedzieć, że jest się człowiekiem, ale zarazem przerażające. Jestem człowiekiem, tylko kim jest człowiek? Homo sapiens - chodzący dwunóg, człowiek myślący. Ale czy naprawdę myślący? Patrząc na niektórych, mam wątpliwości.
Ja sam wykonuję pewne czynności, każdego dnia jest ich tysiące, miliony. Tylko czy wszystkie mają sens? Czy są logiczne? Człowiek to wielka góra mięsa obdarzona świadomością. Czym jest to, co we mnie myśli?
Jestem pesymistą, idealistycznym pesymistą. Jestem idealistą. Jestem pesymistą. Jestem idealistą i pesymistą zarazem, więc kim jestem?
W pewnym sensie przeraża mnie mój wewnętrzny świat. Już na samą myśl o nim trzęsie mi się ręka, dygoczę w środku. Przeraża mnie swoim ogromem i tym, że nie wiem co kryje się za najbliższym zakrętem.
Czy to, o czym myślę ma jakikolwiek sens? Może te moje odczucia i myśli są moją imaginacją? Może potrzebny mi psychiatra? Imaginacja i złudzenie opanowały całą moją świadomość, więc jeżeli to jest we mnie, jeżeli to jest mną, to musi mieć jakiś sens.
Może niepotrzebnie roztrząsam tę sprawę. Może niepotrzebnie wnikam w coś, w co nie ma sensu wnikać? Może rozbijam coś, co jest niepodzielne? Tonę w morzu moich myśli i to mnie dobija.
Jestem bliski obłędu psychicznego. Potrzebny jest mi ktoś, z kim mógłbym podzielić się moimi rozważaniami. Zastanawiam się nad rzeczami, nad którymi nie powinienem się zastanawiać. Zastanawiam się nad rzeczami, nad którymi normalny człowiek się nie zastanawia, które są mu obojętne, a dla mnie stanowią problem nie do przebicia. Widzę sprawy, których inni nie widzą. Czy więc zostałem obdarzony specjalnym sposobem widzenia? Czy ktoś poszedł mój kąt widzenia?
Czasami czuję się tak, jakby ktoś uniósł mnie wysoko nad ziemię, wysoko ponad świat, ponad troski i cierpienia, ponad radości i smutki, ponad życie i śmierć, i widzę bezsens tego wszystkiego. Widzę, że to wszystko nie ma porządku, początku ani końca, nie ma celu i sensu. Widzę, że to pociąg bez maszynisty, pociąg widmo, pociąg pędzący gdzieś na oślep. A ludzie wydają mi się niczym robaki w trawie, pełzające pomiędzy nią, żerujące gdzieś nisko, gdzieś u korzeni i ogarniając wzrokiem tylko to, co dzieje się w ich najbliższym otoczeniu, które interesuje tylko to, jak przeżyć do najbliższej wypłaty.
Ludzie to robaki, które nie potrafią latać, robaki, które nie potrafią wznieść się w powietrze i zobaczyć całości tego, co je otacza. Każdemu komu zadaję pytanie o sens świata, sens istnienia i życia ludzi, wydaje się ono śmieszne, wręcz nie na miejscu, a jeżeli zdecyduje się na nie odpowiedzieć, robi to w dziwny sposób.
"Najważniejsze, żeby mieć gdzie mieszkać, w co się ubrać, co zjeść i by mieć jakąś podstawową rozrywkę, najprostszą typu telewizja. Bo o teatrze, czy kinie to już nawet się nie mówi.
Dla większości ludzi najważniejsze są pieniądze i byt materialny. Na pytanie, co jest sensem twojego życia, zwykle odpowiadają: "założyć rodzinę, zbudować dom, spłodzić potomstwo". Ale przecież w tym pytaniu nie o to chodzi. To robią też i zwierzęta. Oni w ogóle mnie nie rozumieją, nie wiedzą, o co chodzi w tym pytaniu. Dla nich jestem kimś, kto tylko błądzi w obłokach i szuka czegoś, czego w ogóle nie ma.
Więc kim jestem? Czym są moje odczucia, mające podłoże gdzieś głęboko w mojej podświadomości, gdzieś głęboko na dnie mojej psychiki? Czy są one normalne? Czy powinienem się nad tym zastanawiać? A może dany został mi dar specjalnego myślenia, specjalnego widzenia, widzenia rzeczy, których inni nie widzą?
Na każdym kroku, każdego dnia, w każdej chwili mam poczucie bezsensu, beznadziejności mojego istnienia, beznadziejności świata, beznadziejności wszystkiego. Towarzyszy mi ono od zawsze. Od kiedy sięgnę pamięcią, od najmłodszych lat tak było, tylko nie zawsze zdawałem sobie z tego sprawę. Dopiero ostatnio sobie to uświadomiłem i wypłynęło to ze mnie jak sok ze ściśniętej cytryny. Właśnie częściowo zostało zarejestrowane na kartkach papieru.
Zawsze, już w pierwszej klasie szkoły podstawowej, coś odzywało się w głębi mojej duszy, coś do mnie mówiło: "Ty nie masz najmniejszego sensu. Kim ty jesteś?" I ta muzyka, ten śmiech, ale wtedy nie wiedziałem jeszcze, co to znaczy, nie zdawałem sobie z tego sprawy.
MiNigdy nie myślałem, że zostanę tym, kim jestem, czyli szarym, nieznanym, nic nie liczącym się w tłumie człowiekiem. Zawsze myślałem, że będę jakimś wielkim, że moje imię będzie coś ludziom mówiło, że pozostanie ono po mnie. Zawsze myślałem, że mam w tym życiu jakiś cel do spełnienia, jakąś misję. Że niosę jakąś cząstkę tego świata dla ludzi, dla siebie, ale to były tylko marzenia.
To wszystko się rozwiało, gdy zrozumiałem nieosiągalność moich planów. Gdy trafiłem do szkoły ogrodniczej, już wiedziałem, że coś jest nie tak, a gdy poszedłem do pracy, zobaczyłem jakie życie jest w naprawdę. Cały mój piękny świat runął w gruzach, rozwiały się piękne opary marzeń i ujrzałem ziemię w całym swoim majestacie, w całej swojej okazałości, nie tylko piękną jej stronę, lecz cały ogrom, cierpienia biedy i bólu, a teraz nie mogę się z tym wszystkim pogodzić. Nie mogę się pogodzić z tym, że to tak już zostanie, że niewiele da się zmienić. A może się da, może tylko mnie na to nie stać, bo bardziej lubię mówić niż działać?
Już w szkole średniej nie potrafiłem sobie wyobrazić mojego dalszego życia, co będę robił po niej, kim będę, kim się stanę. Nie mogłem wyobrazić sobie siebie jako szarego pracownika, męża i ojca. Nie mogłem i nadal nie mogę sobie wyobrazić siebie jako człowieka starego, niedołężnego, którym przecież kiedyś zostanę, jeżeli nic się po drodze nie stanie.
Znowu przerywam. Idę do ubikacji. Muszę zebrać myśli.