sobota, 21 stycznia 2023

9 lipca 1989

Niedziela 


23:35


Znowu zbiera się na porządną burzę. Ja pierdolę jak duszno! Tak gorąco, że trudno oddychać. Jestem cały mokry od potu. 

Burze są teraz często. Ubiegłej nocy tak dopierdoliło, że od błyskawic pogasły latarnie. One mają czujniki światła. 

A nie mówiłem. Już zaczyna padać. Gruby jak groch deszcz zaczyna z głośnym szumem uderzać o gałęzie drzew i dach domu. 

Teraz zerwał się bardzo silny wiatr. Raz po raz się błyska, ale grzmotów nie słychać. Burza jest jeszcze daleko. 

Ubiegłej nocy wszyscy się pobudziliśmy i do końca burzy siedzieliśmy w strachu, czy aby nie jebnie w chałupę. Na dworze od błyskawic było jasno jak w dzień. Pioruny waliły jeden po drugim i naprawdę Wyglądało to jak jakiś pieprzony ostrzał artyleryjski. Wszystko to sprawiało upiorne wrażenie. Wszyscy myśleli, że za chwilę piorun uderzy w nasz dom, który zaraz stanie w płomieniach, bo przecież jest drewniany. 

Tego samego ranka tuż po burzy wyruszyłem do Garwolina. Myślałem, że będzie nieco chłodniej niż w ostatnich dniach, ale było jeszcze goręcej i bardziej parno. Muszę się przyznać, że ta podróż, chociaż to tak blisko była dla mnie prawdziwym koszmarem. Byłem cały mokry od potu, a w autobusie przykleiłem się do siedzenia. Kiedy wstałem, trochę się zawstydziłem, bo wyglądało to tak, jakbym się zeszczał. No ale załatwiłem, co trzeba, a przy okazji odwiedziłem też Sylwka. 

Idę popatrzeć jak pada deszcz. 

No dobra popatrzyłem. Idę spać, bo jest naprawdę bardzo późno. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz