niedziela, 1 stycznia 2023

21 czerwca 1989

Środa 


21:00 


Nie mogę opisać wszystkiego, co leży mi na duszy. Wiem, że muszę wracać. Jednak gdy tylko się podniosłem, odechciało mi się wszelkiego działania. Jest tak pięknie. Cały świat: lasy pola, domy, dosłownie wszystko oblekło się w delikatną niebieskawą mgiełkę. Powietrze jest pełne wilgoci i zapachu morza. Nad wodę ciężkim długim sznurem ciągną czaple siwe. Przyleciały na wieczorny połów. Zachodzące słońce zakrwawiło niebo, wodę i horyzont. Fale pluszczą o kamienisty brzeg. Takich zachodów słońca nie spotka się tam, gdzie mieszkam. Naprawdę coś niesamowitego. Tego się nie da opisać. Tu trzeba po prostu przyjechać i zobaczyć to na własne oczy. Rugio – wyspo, ty jesteś jak młoda dziewczyna pełna wdzięku, tajemniczości i niespodzianek. 

Boże, mógłbym tak całymi godzinami stać i wpatrywać się w daleki Brzeg, ale muszę wracać. Mimo wszystko, mimo tych wszystkich problemów z kolegami warto tu było przyjechać. Warto było zobaczyć to, co zobaczyłem. Pomimo tego, że w ciągu dnia ciężko pracujemy i dostaje się nam od tego upalnego słońca i ciężkiej mozolnej rolniczej roboty, warto było odwiedzić to melancholijne, nastrojowe miejsce, chociażby dla samego piękna obfitości i bogactwa przyrody i tego nietypowego mikroklimatu. Opłaca się ciężko pracować na tych pięknych wieczorów. 

Idę. Znowu jestem pod topolami. Na chwilę usiadłem. Zainteresowało mnie brzęczenie. Jakby rój owadów wisiał w powietrzu. Pierwszym momencie nie mogłem nic dostrzec, ale teraz widzę. Są wszędzie, dosłownie wszędzie. Meszki. Całe roje meszek. Słychać tylko ich monotonne brzęczenie.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz