poniedziałek, 16 stycznia 2023

6 lipca 1989

Czwartek


0:45


Musiałem na chwilę wyjść na dwór, bo jakiś obcy pies przylazł na nasze podwórko. Narobił takiego hałasu, że szlag mnie trafił. Musiałem go przepędzić. 

Wracając do wcześniejszych myśli, w domu jest teraz jakby nieco bardziej spokojnie. Mniej kłótni i zatargów między nami. Jakoś udaje mi się dogadywać z Justyną. Może zaczynam ją rozumieć, może i ja się zmieniłem. Nie wiem. W każdym razie to dobrze, że tak się dzieje. 

Siedzę i patrzę jak kotki karmią swoje maleństwa. Jest ich trzy. Przyszły na świat kilka dni temu. Było ich pięć, ale dwa udusiły się w szafie. 

Kotki okociły się na dworze w ogródku, ale nie na trawie tylko na piasku. Takie małe istotki jeszcze mokre i w piasku. Były pozostawione przez matkę. Budziły litość. Zbieraliśmy je i przynieśliśmy. Teraz śpią spokojnie u boku swoich matek. Są śliczne. Takie szarobure, puszyste i pocieszne. 

Planowałem dziś rozbić namiot, ale to gotowanie zajęło mi zbyt dużo czasu. Muszę zrobić to jutro, bo tu w domu jest zbyt gorąco i duszno. Nie daję rady spać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz