piątek, 27 stycznia 2023

17 lipca 1989

Poniedziałek 


5 minut po północy 


Nowy dzień rozpoczął się srebrzystym blaskiem jasnego księżyca. Nowy dzień, a raczej jeszcze noc wita nas szczekaniem psów i wilgotnym zapachem chłodnego powietrza. Świerszcze, które do tej pory nadawały jak głupie, zamilkły i nawet nie wiem dlaczego. Jest tak cicho i trochę smutno bez nich. Siedzę w namiocie przy blasku latarki. Źle robię, bo szybko wyczerpią się baterie. 

Co się dzieje z tymi psami? Ujadają jak nigdy. Ktoś musi łazić po okolicy. 

Jest tak pięknie. Noc. Tak bym chciał posiedzieć w tę piękną, tajemniczą noc i posłuchać jej opowieści. Prawdę powiedziawszy, jestem rozpaczliwie zakochany w tej pięknej damie o tajemniczym imieniu: Noc. Nie wiem, dlaczego, ale coś mnie do niej ciągnie. Jest mi bliska jak nikt inny. Jednak Zdaję sobie sprawę, że muszę iść już spać. Muszę pozostawić ją samą sobie, bo z samego rana muszę wstać. Jadę do Sokołowa Podlaskiego do WOPR-u w poszukiwaniu pracy, ale to nic, bo przywita mnie bladoróżowy poranek – dziecko ciemnej księżycowej nocy. 

Zadaję sobie proste pytanie: czy będzie mi się chciało pracować? Odpowiedź brzmi: nie. To tyle i aż tyle. Tyle moje chcenie. A rzeczywistość rzeczywistością. Muszę podjąć jakąkolwiek pracę przed wojskiem, aby nie stracić ciągłości zatrudnienia. Poza tym ile można leniuchować. Trzeba w końcu zarobić na siebie. No i w domu będzie trochę lżej. 

Sławek wrócił bardzo późno. Wcześniej był jego kolega i pytał, kiedy wróci. Pakował się do środka, bo drzwi było otwarte na oścież. Wlazł i zobaczył ten pierdolony bałagan. Kurwa, ale było mi wstyd! No ale chuj, u nas to normalne. Zawsze jest brudno jak w chlewie. Nie będę się rozpisywał na ten temat, bo to zbyt skomplikowane i kurwica mnie trafia. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz