Sobota
20:00
Gdzieś tam gra muzyka, gdzieś tam bawią się moi koledzy, ale tu słychać jedynie wiatr, śpiew skowronka i plusk wody. Tu nie dociera muzyka, tu nie dociera śmiech i rozmowy ludzi.
Cała grupa poszła na dyskotekę. Jest za darmo. Wszyscy poszli, nawet ci, co do tej pory nie chodzili. Tylko ja jeden zrezygnowałem. Wolałem przyjść tu i wśród szumu wiatru usłyszeć głos mojej duszy.
Może to źle, że nie poszedłem z nimi. Nie powinienem się odróżniać od grupy. Powinienem się ich trzymać. Wiem to, ale wiem też, że to trzymanie się ich nie zawsze mi na dobre wychodziło. Czasami byłem jak chorągiewka na wietrze. Tam, gdzie oni tam i ja. Tak naprawdę nie miałem własnego zdania. Starałem się zachowywać i postępować tak jak moi koledzy, chociaż bardzo często mi to nie wychodziło. Nie zawsze było mi to na rękę. Jednak robiłem tak, bo tak robili wszyscy.
Czy to, co robię teraz to właściwe postępowanie? Czy to jest prawidłowy tok myślenia?
No cóż, zastanówmy się. Dyskoteka. Cóż to takiego właściwie jest? Po co się tam chodzi? Może inaczej: w jakim celu chodzą tam moi koledzy? Z drugiej strony, co ja sam chciałbym w tym wszystkim widzieć? Co bardzo zrozumiałe dyskoteka dla moich kumpli jest po to, by na niej poszaleć. W tym celu, aby zabawa się udała, koniecznie trzeba się napić czegoś mocniejszego. Wtedy jest git, wtedy jest fajnie. Na dyskotece można poderwać jakąś seksi dupę, zbajerować ją i zaciągnąć do łóżka. Oczywiście wszystko pod wpływem alkoholu. Przecież inaczej się nie da. Bez alkoholu nie ma zabawy.
Niestety jak już zdążyłem się zorientować, bardzo często wynikają z tego dość duże problemy. Nie dla wszystkich ludzi jest alkohol, nie wszyscy potrafią pić jak ludzie. Trudno przewidzieć, co taki najebany facet może wywinąć.
W pewnym momencie ja także w jakiejś mierze chciałem postępować tak jak oni. Może by mi się to udało, gdyby nie pewne "ale" które decyduje o wszystkim. Po pierwsze prawie nie umiem tańczyć. Po drugie w ogóle nie umiem bajerować dziewczyn.
Oczywiście jest wiele innych powodów, ale te są najważniejsze. No ale nikt nie będę rozpisywał się więcej na ten temat, bo to nie ma sensu. Tak czy inaczej, nie poszedłem na tę dyskotekę.
Znowu zaczynają budzić się we mnie jakieś dziwne pragnienia. Powstają z ukrycia i zaczynają kwitnąć gorącymi płomieniami. Coś się we mnie rodzi, tworzy i narasta. Jakieś tęsknoty, marzenia, pragnienia. Za czymś pięknym, wzniosłym i nieosiągalnym.
Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście pragnienie miłości. Jest ono coraz wyraźniej odczuwalne. Dlaczego tak bardzo pragnę być kochanym i kochać kogoś? Tak bardzo bym chciał, aby u mojego boku stała moja ukochana. Tak bardzo bym chciał mieć przy sobie kogoś bliskiego, na kogo mógłbym liczyć w każdej sytuacji. Tak bardzo chciałbym mieć kogoś, kto by mnie rozumiał, chciałby wysłuchać, czasami poradzić, pocieszyć i rozweselić, kiedy trzeba. Bardzo potrzebuję czyjejś podpory, bym nie czuł się sam.
No dobra, na tym koniec. Urwał się wątek. Wszystko miałem przemyślane i poukładane, a jednak. Do jakiegoś powodu się zdenerwowałem. Uświadomiłem sobie, że to wszystko gówno prawda. To jest gówno warte. Ta dyskoteka i to miejsce. Zaczyna boleć mnie głowa i brzuch. Nażarłem się tych czekolad, to teraz mam.
Kurwa, ja pierdolę, jaki zajebisty wiatr! Co ja to właściwie robię? Siedzę w chuj i nudzę się jak mops. Ciele Boże ze mnie, które tylko szuka wymówek, aby nie stawić czoła życiu. Boję się życia, boję się dziewczyn, boję się dyskotek. Mam już dość. Dość tego wszystkiego. Wracam. I tak nie będę mógł się wykąpać, bo za zimno. Chyba że byłbym kompletnym idiotą.
Nie wiem, dlaczego, ale opanował mnie straszny wkurw.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz