Piątek
21:00
Wracając, zatrzymałem się na wysokiej skarpie. Właściwie to klif. Tak to się chyba nazywa. Wystawiłem twarz w stronę morza. Wilgotny, miękki wiatr zmierzwił mi włosy. W uszach mam jego głęboki szum. Woda w zestawieniu z tym srebrzystym, romantycznym niebem wygląda jakoś posępnie. Wysokie fale biją pianę morską. Na horyzoncie ledwie widoczna w zarysie ciemna, mała wysepka zdaje się wyłaniać niczym zaginiony okręt. Sylwetki ciągnących powoli wzdłuż brzegu krów podobne są do szeregów maszerującego czarnego wojska. To nasza wyspa. Wyspa krów.
Patrzę w dół. Pode mną rozciąga się pustka o głębokości pięciu metrów. Gdzieś obok szeleści trzcina. Wieje lekki ciepły wietrzyk. Tak, to jest morze, wyspa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz