sobota, 10 grudnia 2022

13 czerwca 1989

Wtorek 


20:30 


Ta woda niby taka sama a ma różne odcienie i barwy. W jednym miejscu jest niebieska lub zielona, w innym różowo niebieska, w jeszcze innym platynowo szara. Jaskółki muskają i jej powierzchnię, śmigając tuż nad lustrem. Ledwo wyczuwalny wiatr otworzy drobniutkie fale. Wokół pełno czciny i sitowia, ale nie słychać kumkanie żab. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to słona woda. 

Boże jak mi jest dobrze, jak tu jest spokojnie. Mam wrażenie, że jestem całkowicie odcięty od świata i ludzi.

Słyszę szum lecącego samolotu. Patrzę w niebo, ale nic nie widzę. Może to dlatego, że patrzę w miejsce, skąd dobiega dźwięk, a prawa fizyki mówią inaczej. Rozglądam się uważnie i w końcu widzę malutki czarny punkcik. Rzeczywiście wyprzedza swój dźwięk. To wojskowy naddźwiękowy odrzutowiec. 

Niebo poczerniało, słońce skryło się za chmurami na horyzoncie. Muszę wracać. Komary nie dają mi spokoju. 

Idąc tutaj zrobiłem zdjęcie Gingst. Wziąłem ze sobą aparat. Koledzy dziwią się, że samemu chce mi się chodzić na spacery. Przez te spacery mam siłę do walki z ich głupimi docinkami i kawałami. Pomaga mi to zachować równowagę. Pomaga mi to być sobą w chwilach, kiedy tak trudno być autentycznym i prawdziwym. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz