sobota, 5 listopada 2022

13 maja 1989

Sobota


7:35


Przed chwilą się obudziłem. Jeszcze jestem pod wrażeniem tego co mi się śniło. To było takie realne. Śniło mi się, że przewrócił się nasz internat. Byłem akurat w pokoju, kiedy poczułem wstrząs i drżenie ścian. Zobaczyłem, jak powstają na nich szczeliny. 

W pokoju nie byłem sam. Był Sylwek i jakieś dwie dziewczyny. Byłem zdezorientowany.

-Co się dzieje? - zapytałem. 

Tymczasem podłoga coraz bardziej zaczynała odchylać się od poziomu. Wszystko przechylało się w prawą stronę. 

-Szybko, nie ma czasu! Uciekamy! - krzyczał Sylwek.

Wyskoczyliśmy przez okno. Odsunęliśmy się kilkadziesiąt metrów. Dla bezpieczeństwa. Staliśmy obok kontenerów na śmieci niedaleko siatki graniczącej z sadem. Stało już tam trochę ludzi. Reszta wbiegła w naszą stronę. Część wyskakiwała przez coraz bardziej pochyłe okna. Gdzieś w przelocie mignęła mi twarz kierownika internatu. 

Bezradnie obserwowałem, jak duży trzypiętrowy budynek powoli nieustannie coraz bardziej pochyla się na zachód. Spojrzałem w przeciwną stronę. Część hotelowa też się przewracała, tyle tylko, że zgodnie z kierunkiem jej położenia, czyli na północ. 

-Boże, przecież tam są ludzie! Nie wiem, czy wszyscy zdołają uciec, -  mówiłem z przerażeniem. 

-Nie bój się, wyjdą, jak tylko ściana będzie na tyle pochyła, że będzie można po niej bezpiecznie zbiec do dołu. 

-Jezu, przecież tam są wszystkie moje rzeczy! - przypomniałem sobie. 

Chciałem tam pobiec. Ktoś szarpnął mnie za ubranie. 

-Gdzie wariacie, chcesz tam zginąć?! 

-O Jezu! O Boże! Tam jest moja siostra! Właśnie brała prysznic! - wydarła się na całe gardło jedna ze stojących obok nas dziewczyn. 

-Chodźmy! Szybko! - krzyknąłem. 

Bez namysłu ruszyłem naprzód. Na ochotnika wybiegło za mną kilku chłopaków. Błyskawicznie dotarliśmy do budynku. Wbiegliśmy po mocno już pochyłej ścianie i wskoczyliśmy przez okno. Dziewczyna, która podniosła alarm, przybiegła razem z nami. 

-Gdzie ona jest do jasnej cholery! - ktoś wrzeszczał. 

Z sufitu zaczęły odpadać już duże płaty tynku. Wszystkie ściany pokryły się pajęczyną szczelin. Podłoga była już tak krzywa, że trudno było odróżnić ją od przeciwległej ściany. Trudno było się poruszać, bo meble się przesuwały, a na głowę sypał się gruz. 

-Szybko, chłopaki ratujcie ją! Ona jest za tymi drzwiami! Proszę was, - krzyczała przerażona dziewczyna. 

Spojrzałem na te drzwi i ręce mi opadły. Prawie całkowicie były zasypane połamanymi meblami i kawałkami cegieł. Mimo to bez namysłu od razu samymi rękoma zaczęliśmy to wszystko odrzucać, a później wyważać drzwi na siłę. 

Okazało się jednak, że to były bardzo solidne drzwi. 

-Nic z tego, nie damy rady! Trzeba całkowicie usunąć ten gruz, - rzuciłem uwagę. 

W tym samym momencie wszyscy naraz poczuliśmy kolejny potężny wstrząs, który targnął całym budynkiem. Na nasze głowy posypał się grad odłamków. Automatycznie rozejrzałem się dookoła i szybko oceniłem sytuację. 

-Chłopaki, za chwilę to wszystko pierdolnie! Nie mamy wyjścia! Musimy uciekać! - krzyknąłem do pozostałych. 

-Gdzie do jasnej cholery! Chcesz ją tam zostawić?!  - odezwał się ktoś obok. 

-Ratujcie ją, błagam! - ze łzami w oczach prosiła dziewczyna. 

Jeszcze raz sprężyliśmy wszystkie siły i zaczęliśmy odrzucać gruz i połamane meble. Później próbowaliśmy jeszcze raz wyważyć drzwi, ale nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Nasze wzmożone wysiłki poszły na marne. Mieliśmy coraz mniej siły, a sytuacja stawała się coraz bardziej dla nas niebezpieczna, dlatego zwróciłem się do dziewczyny: 

-Ty, a jesteś pewna, że ona tam w ogóle jest? Nie słyszę, aby się odzywała. Może zdążyła uciec. 

Aby to potwierdzić, zawołałem w stronę drzwi:

-Hej! Jesteś tam?! 

Odpowiedziała mi cisza, więc zawołałem jeszcze raz: 

-Hej, odezwij się! 

Nikt się nie odezwał. 

-Chłopaki, nie damy rady! Zwiewamy stąd! - zwróciłem się do kolegów. 

Dziewczyna zaczęła głośno ryczeć. Ktoś z grupy dość brutalnie ją uciszył. Wygramoliliśmy się na zewnątrz po pochyłej więcej niż 45 stopni podłodze. Zatrzymaliśmy się tam, gdzie poprzednio, czyli pod tą siatką. Był już tam tłum ludzi. Przybiegli z całej okolicy. Kierownik i nauczyciele. Wszyscy biegali i krzyczeli. Ustawiali młodzież. Nie pozwalali biec do zawalającego się budynku. Wokoło było pełno milicji. Było niebiesko od migających kogutów na radiowozach. 

W pewnym momencie pojawił się jakiś detektyw w czarnym długim płaszczu i kapeluszu z rondem. Tymczasem blok przechylił się już do pozycji krytycznej, która nie pozwalała utrzymać się w pionie, zatrzymał się na krótki moment i z ogłuszającym hukiem runął na ziemię. Przewrócił się tak jak paczka zapałek. Ściany nie zapadły się całkowicie. Pomyślałem, że to z tego powodu, iż budynek zrobiony jest z mocnego żelbetonu. 

-Nie martwcie się, -  powiedziałem, -  jest już ekipa ratunkowa. 

-To dobrze. Zaraz wszystkich wyciągną, - słyszałem podekscytowane głosy. 

Zakończenie tego snu było takie, że podnieśli budynek tak, jak się przewrócił, czyli w całości. Nie wiem, jak to zrobili, wiem tylko, że po kilku godzinach budynek stał tak jak poprzednio. Nie pozwalali nikomu do niego wchodzić, ponieważ było to zbyt niebezpieczne. Zresztą internat był w opłakanym stanie. 

Ekipy ratunkowe zaczęły przeszukiwać pomieszczenia i wyprowadzać tych, którzy przeżyli katastrofę. Niewielu miało takie szczęście. Wokoło było mnóstwo karetek pogotowia. Podjeżdżały i odjeżdżały na sygnale. Ludzie rozpoznawali swoich bliskich: tych żywych i tych zmarłych. Nie mam pojęcia, co się stało z tą dziewczyną, która była razem z nami i z jej siostrą. W pewnym momencie zniknęła gdzieś w tłumie. 

Po tym wszystkim wokoło było pełno namiotów wojskowych. Ludzie musieli gdzieś przenocować. Byłem w gospodarstwie szkolnym. Jacyś mężczyźni moczyli w czarnym płynie duże kawały drewna, a potem je palili. 

-To przez to drewno była ta katastrofa, - odezwał się facet w czarnym płaszczu, - To takie drewno, które namoczone w tym płynie dziesięciokrotnie zwiększa swoją objętość. 

Zapadał wieczór i w gospodarstwie zebrało się mnóstwo ludzi. Miało zostać przeprowadzone dochodzenie w tej sprawie. 

-Ktoś tego świństwa musiał napakować do piwnic. Fundamenty nie wytrzymały, - tłumaczył dalej ten facet. 

W tym momencie się obudziłem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz