środa, 30 listopada 2022

8 czerwca 1989

Czwartek 


21:40 


Dziś byliśmy w knajpie i trochę wypiliśmy. Później przyczepił się do nas jakiś Niemiec. Cholera wie, o co mu chodziło. Najpierw chciał nam postawić kolejkę, a później na siłę prowadził gdzieś na wódkę. Nie bardzo było wiadomo czy chce nam wpierdolić, czy pić z nami gorzałę. 

Jeszcze później Kryczkowa przyjebała się, że jestem jakiś taki blady. Za chuj nie dało się jej wytłumaczyć, że jestem taki zawsze. 

No a tak w ogóle to dziś fajnie się pracowało, a raczej opierdalało, to znaczy leżało przy pracy. Przespaliśmy prawie połowę dniówki a facet i tak nas pochwalił za dobrą robotę. 

Wypstrykałem dwie klisze zdjęć, ale nie wiem, czy coś z tego wyjdzie, bo pogoda nie była najlepsza. 

Próbuję się zgrać z resztą grupy. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że picie alkoholu nie jest najlepszym wyjściem, ale jak to mówią: "jak się wlazło między wrony, trzeba krakać, jak i one". Nie chcę za bardzo od nich odstawać, bo do końca OHP nie dadzą mi spokoju. Szkoda by było, bo można tu naprawdę miło spędzić czas. Dlatego też poszedłem z nimi do tej knajpy. Postawiłem nawet dwie kolejki, żeby nie pomyśleli, że jestem sknera. W momencie, kiedy to piszę, jestem nieco podpity, więc później prawdopodobnie będę miał problem, aby siebie samego przeczytać. 


wtorek, 29 listopada 2022

7 czerwca 1989

Środa 


20:00 


Głowa w wietrze


Szumią liście pod niebem z ołowiu. 

Wieczór dreszczem przenika mnie chłodnym. 

Słowa w myślach,

Myśli w trawie ukryte jak świerszcze. 

Głowa w wietrze,

Wiatr marzenia przynosi z daleka. 


Jeszcze przed chwilą pogoda była dosyć znośna, ale teraz zerwał się silny wiatr. Powietrze wypełniło się mgłą niesioną znad morza. 

I co ja właściwie znaczy w tym pojebanym świecie? Chwilami nie potrafię odróżnić dobra od zła, świecidełek od prawdziwych wartości. Wiem, że powinienem pisać o tym, co się tutaj dzieje, ale nie mam na to czasu. Pracujemy od śniadania do samej kolacji, a po kolacji to każdy siedzi w pokoju i zagląda do zeszytu przez ramię. Nie jest to komfortowe, a już na pewno nie napiszę nic o moich kolegach. 

Uciekłem. Może nie powinienem, ale nie mogłem już dłużej tak wytrzymać. Można powiedzieć, że towarzystwo mi nie odpowiada. Jakoś nie mogę się z nimi dogadać. Wychodzi na to, że to banda kompletnych pojebanych idiotów. Próbowałem się do nich dostosować, ale to zupełnie niemożliwe. Musiałbym się stać dokładnie taki jak oni. Teraz zrobili ze mnie grupowego o fermę. Nie jestem nim i nigdy nie byłem, ale jak komuś na tym bardzo zależy, a cała banda półgłówków podchwyci temat, to choćbyś nie wiem, jak się starał, to mogą cię zgnoić. To takie chamskie zagrania, aby towarzystwo miało zabawę. Jak nie jesteś Schwarzeneggerem i nie umiesz komuś przypierdolić w ryj, to jesteś przegrany. 

Śmieją się ze mnie z byle okazji i robią głupie kawały. To przykre, bo nawet pani Kryczka, nasza opiekunka traktuje mnie gorzej niż ich. 

Zdaję sobie sprawę, że w tej sprawie Sam sobie jestem trochę winny, bo jej zdanie o mnie zmieniło się na gorsze po tym ekspresie z alkoholem w ostatnich dniach nauki. Mimo wszystko uważam, że to, co było kiedyś, nie powinno mieć aż takiego dużego wpływu na to, co dzieje się teraz i tutaj tak daleko od domu. 

Pani Kryczka uważa mnie za jakiegoś pijaka i łobuza. No ale z drugiej strony nie ma się co dziwić, bo dołożyłem sobie jeszcze teraz tym piciem w pociągu. 

Wszystko, co robię, w ich oczach robię źle. Ciągle mnie poprawiają i wytykają każdy najmniejszy nawet błąd. W ten sposób najdrobniejsze potknięcie urasta do rangi katastrofy. Boże, przecież człowiek kiedyś musi coś zrobić pierwszy raz. Poza tym jestem indywidualistą, outsiderem, człowiekiem, który stara się znaleźć własne rozwiązania problemu. Nie wyobrażam sobie powtarzania czegoś mechanicznie przez cały dzień, nie zadając sobie pytania, dlaczego akurat tak a nie inaczej. 

Dziś spóźniłem się do pracy jedną minutę, a tak mnie opierdoli, że poszło mi w pięty. Ich zdaniem Niemcy nie lubią, jak ktoś się spóźnia. Nawet minutę. 

Siedzę nad wodą. Jest to jedna z tych uroczych zatoczek, których jest pełno na tej wyspie. To jest właśnie morze. Słońce odbija się od pomarszczonej tafli wody, barwiąc ją na pomarańczowo purpurowy kolor. Wielka tarcza próbuje przebić się przez warstwę chmur i właściwie widać tylko jej zarys. 

Dziś po raz pierwszy poznałem smak morskiej wody. Dziś po raz pierwszy widziałem żywą meduzę na własne oczy. Nie kąpaliśmy się jeszcze, bo woda była zbyt płytka, chociaż brodziliśmy po kolana. Tamtą zatoczkę można było przejść piechotą, nie mocząc nawet kąpielówek. Rozciąga się ona na mniej więcej 5 km i jest tak piękna, że dech zapiera. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak niesamowitego. 

Teraz też znajduję się nad wodą, ale to nie jest sama zatoka. Tamta jest po drugiej stronie wyspy. Jest zimno i niezbyt przyjemnie, ale w ciągu dnia było całkiem znośnie. 

Zastanawiam się, jaka jest teraz pogoda w Warszawie. Na pewno upał. Tutaj upałów raczej bym się nie spodziewał. To najbardziej wysunięty na północ skrawek Niemiec. Ciągle wieje od morza wilgocią i chłodem. Słońce świeci, ale jakoś nie może ogrzać powietrza. 


poniedziałek, 28 listopada 2022

6 czerwca 1989

Wtorek 


22:15 


Nareszcie mam chwilę wolnego czasu. Jestem sam. Nie chcę, by pozostali widzieli, że mam jakiś zeszyt, w którym skrupulatnie wszystko zapisuję. Muszę się streszczać, bo za chwilę ktoś może tu przyleźć. Super, jesteśmy już w NRD. W sumie to już jestem nawet po pierwszym dniu pracy. Jest w porządku. Większą część dynia przesiedzieliśmy, bo padało. Mieli nas wysłać do buraków gdzieś na pole, ale tego nie zrobili. Na to konto układaliśmy worki w magazynie. 

Jakby tu opisać pierwsze wrażenia? No, jesteśmy na wyspie. To duża wyspa. Na kąpiel jest jeszcze za chłodno, ale to pewnie tylko kwestia kilku dni. 

Podróż minęła dobrze. Chłopaki pili całą noc. Nie powiem, żeby się jakoś specjalnie nie wyróżniać, musiałem starać się dotrzymać im kroku, ale wychodziło mi to dość marnie. No ale nie jest źle, bo nie mam kaca i nie chorowałem to tych kolorowych trunkach. 

Muszę kończyć, bo ktoś idzie. 


niedziela, 27 listopada 2022

3 czerwca 1989

Sobota 


23:45 


Dzień był upalny i duszny. Przeszły dwie potężne burze, ale powietrze nie zmieniło się nawet na jotę. W domu święto. Jest chodzący obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. O 18:00 odebraliśmy go od Strąków. Modlimy się i śpiewamy pieśni kościelne. Obraz będzie u nas 24 godziny. Później pójdzie dalej. 

Mam to zaświadczenie od lekarza. Konował zażyczył sobie 1500 zł. Nie ma lekko, wszystko kosztuje. Telefonowałem też do Miętnego. Okazało się, że na darmo. Kryczkowa nie mieszka w Miętnem tylko w Garwolinie. Nie mam jej numeru. Dlatego jutro nieco wcześniej wyjeżdżam do internatu. Jeszcze raz z tym wypchanym ogromnym plecakiem. Mam tylko nadzieję, że nie będzie padać.


sobota, 26 listopada 2022

2 czerwca 1989

Piątek 


23:55 


Sprzedałem korony i przywiozłem trochę kasy do domu. Poza tym załatwiłem to zaświadczenie. Teraz w domu dziecka bez problemu zwrócą mi za podróż do Niemiec. Tak myślę. Chociaż z drugiej strony i tak jestem do tyłu, bo musiałem zapłacić 15000 zł za wymianę złotówek na marki. No ale uważam, że i tak nie jest źle. 

No ale to nie koniec załatwiania różnych spraw związanych z tym wyjazdem. Wszędzie potrzebne są jakieś papierki. Do Czechosłowacji, do której w sumie nie pojechałem, trzeba było załatwić badania na nosicielstwo, a tutaj organizator żąda zaświadczenia od lekarza, że mogę pracować w rolnictwie. Kompletna bzdura. Przecież uczę się w szkole rolniczej. Jakbym nie nadawał się do pracy w rolnictwie, to wybrałbym inny zawód. 

Aha i muszę jeszcze zatelefonować do Miętnego. Chciałbym mieć dokładne informacje odnośnie tego wyjazdu. 

Jestem w domu. Wkurwia mnie ta wielka mucha, która lata od kilku minut i nie daje mi spokoju. Muszę mendę ubić. 


piątek, 25 listopada 2022

2 czerwca 1989

Piątek


1:00


Noc, cisza, odległe szczekanie psów. A tutaj przed chwilą wszystko się ucieszyło. Dziś zielona noc w internecie. Działy się cuda, ale zmęczeni poszli już spać. Ja też nie za bardzo się czuję, chociaż kąpiel dobrze mi zrobiła. Trochę się zrelaksowałem po tym malowaniu łazienki i przedpokoju.  Kręgosłup już mnie tak nie napiernicza, ale jest inny problem. Jestem pełen niepokoju i obaw. Rozmawiałem z Sylwkiem. W domu kiepsko z pieniędzmi, a to dopiero początek miesiąca. Czekają, aż ja im coś podrzucę, bo akurat jadę do domu, ale ja niewiele będę miał. Muszę przecież odłożyć te 15000 zł na wymianę na marki. Znowu czeka mnie cała litania nieprzyjemnych, przykrych słów i skrupulatne rozliczenie tego, co i gdzie kupiłem. Przykre to ale prawdziwe. Nie chce mi się o tym myśleć. Muszę sprzedać wszystkie korony, które mi jeszcze zostały, tylko po ile i kiedy? Czasu zostało bardzo niewiele. Co robić? Choćbym nie wiem, jak oszczędnie ją wydawał, forsa przecieka mi przez palce. Wszystko jest tak kosmicznie drogie, że aż strach. 

Siedzę i myślę. Słucham odgłosów przejeżdżających trasą samochodów. W dzień ich nie słychać, bo gwar internetu na to nie pozwala, ale nocą zdają się bardzo wyraźne. Ulica jest jakiś kilometr stąd, ale kiedy wokoło panuje, tak jak teraz, cisza, mam wrażenie, jakby ta droga przebiegała tuż pod moim oknem. 

Noc rozpanoszyła na dobre i zdaje się bezczelnie zaglądać do pokoju. Uwielbiam jej ciemne błyszczące oczy. Lubię mrok i tajemniczość. Uwielbiam siedzieć tak i słuchać koncertu słowika z pobliskich glinianek. Noc jest jak dobry kumpel. Wysłucha, ale nie będzie gderać za bardzo. 

Popatrz, już się uspokoiłem. Noc otuliła mnie swoim płaszczem i skryła przed światem.

W niedzielę wyjazd. Jedziemy pociągiem praktycznie do samego miejsca docelowego. Tak naprawdę nie wiem, gdzie to jest, wiem tylko, że gdzieś nad morzem. Nigdy nie byłem nad morzem. Jestem podekscytowany. Pierwszy raz zobaczę taki bezmiar wód. Mam nadzieję, że wszystko dalej ułoży się już po mojej myśli i to najważniejsze, żeby woda była ciepła. 

Jutro rozdanie dyplomów a ja jeszcze nie do końca podpisałem obiegówkę. Została mi jeszcze Zarębska i Rusak. Zarębska to raczej nie powinno być problemów, ale z tym chujem to nigdy nie wiadomo. Nie wykonałem przecież tej roboty za to nasze picie. 

Pieprzyć to. Kurwa idę spać, już późno. 


czwartek, 24 listopada 2022

1 czerwca 1989

Czwartek 


12:45 


W szkole Dzień Sportu. Na obiekcie sportowym rozgrywane są różne konkurencje. Muszę przyznać, że pogoda do tego typu zajęć jest wspaniała. Świeci piękne słońce i wieje lekki ciepły wietrzyk. Ja oczywiście już nie biorę w tym udziału. Jakby nie było, jestem abiturientem. Mogę powiedzieć, że mam to w dupie. Szkołę i całe to gówno. Trzeba jeszcze się z nią tylko do końca rozliczyć. 

Właśnie dowiedziałem się, że dostałem zapomogę. 18000 zł. Nawet się już ucieszyłem, ale w momencie, kiedy dowiedziałem się, że na tym OHP jest większa kwota wymiany i trzeba dopłacić 15000 zł, mina mi zrzedła. Niewiele mi się zostanie z tej zapomogi, a przecież w drodze tam trzeba coś zjeść. Wszystko słono kosztuje. 

Znowu kłopot jak to rozwiązać, ale mimo wszystko i tak udało mi się sobie z tym poradzić. Wziąłem zaświadczenie – rachunek z sekretariatu, że wyjazd kosztuje 13100 zł i w domu dziecka zwrócą mi tę kwotę. Tak więc nie jest najgorzej. Poza tym planuję sprzedać trochę moich zleżałych już koron czeskich. Nawet już się umówiłem z panią Kryczko. Tylko jak jej powiem, że korona czeska chodzi po 300 zł, to się facetka załamie. W sumie ta cena to i tak nie jest najświeższa. Korony czeskie pewnie i tak są teraz dużo droższe. No ale dobra niech będzie nawet po te 300 zł.


środa, 23 listopada 2022

1 czerwca 1989

Czwartek 


00:15


Jestem już po maturze. Szybko zleciało. Wcale nie było tak ciężko, jak na to wyglądało. Wczoraj zdawałem ostatni egzamin z PNOS-u. Chociaż tak naprawdę dla mnie to było jeszcze dziś, bo przecież jeszcze nie położyłem się spać. Zdaje mi się, jakby to było przed chwilą. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się tej czwórki z PNOS-u. Tak czy inaczej, już po wszystkim. Żegnaj szkoło. Piątek zakończenie roku i rozdanie świadectw. W niedzielę wyjeżdżam do NRD. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to jeszcze przedtem pojadę do domu. Część osób z internatu już się rozjechała. Ja muszę jeszcze do końca się rozliczyć. Trzeba też będzie pomalować pokój. 

Na studia się nie wybieram. Przynajmniej na razie nie mam takich planów. No, chyba żeby coś się drastycznie zmieniło. 

Kurczę, znowu wypłukałem się z kasy. Sylwek przywiózł z domu 20000 zł. 13000 zł poszło na bilet. Zapłaciłem też za wywołanie zdjęć. No i kupiłem w Garwolinie dwie pary kąpielówek po 1250 zł sztuka. No i jeszcze kupiłem nowy film do aparatu fotograficznego. Na koniec tak spojrzałem i zobaczyłem, że zostały się tylko grosze. Tak więc nie wydałem na jakieś bzdety tylko na konkretne rzeczy, no ale dla mamy to nie będzie miało żadnego znaczenia. Boję się pojechać do domu, bo pewnie znowu będzie awantura. 

Muszę wziąć ze szkoły zaświadczenie, że jadę na OHP do NRD. Zwrócą mi wydaną na przejazd kasę albo przyznają zapomogę. Muszę coś wykombinować, bo w domu bieda piszczy, że aż strach. 


wtorek, 22 listopada 2022

30 maja 1989

Wtorek 


14:10 


Dziś w Garwolinie byłem dwa razy. Po raz pierwszy po odbiór wyników badań na nosicielstwo i po raz drugi z Mirkiem Panasiukiem na pogotowiu na ul. Nadwodnej po zaświadczenia na OHP. Wysoka temperatura duszne i parne powietrze sprawiają, że trudno oddychać. Co prawda wczoraj trochę padało, ale dziś od rana znowu upał. Chociaż z drugiej strony może nie będzie aż tak źle, bo zanosi się na burzę. 

Ja pierdolę, jak jednym głupim wybrykiem można zszargać sobie opinię. Ten jeden raz spowodował, że nauczyciele teraz patrzą na mnie jak na pijaka. Nie obchodzi ich, że to był jednostkowy wybryk i pierwszy raz. 

Nie chcą przyznać mi zapomogi. Normalnie chamstwo. Gadają, że i tak pewnie przeznaczę to na alkohol. Pojebało ich czy co? I tak tę zabawę mocno odchorowałem, a tak w ogóle nie sięgam po alkohol. 

Nigdy nie piłem i nie będę pił, a to, co się zdarzyło, to była największa głupota w moim dotychczasowym życiu. No ale chuj dla nich jestem alkoholikiem i tyle. 

I jeszcze te głupie żarty pod moim adresem. Banda starych debili. Jak oni wszyscy, łącznie z kierownikiem internatu, schlali się jak świnie na naszej studniówce to już inna sprawa, prawda? Ich się inaczej tłumaczy tylko dlatego, że mają nieco więcej lat, prawda? 

Kiedy wszedłem do pokoju nauczycielskiego z tą prośbą, po prostu zaczęli ze mnie się naśmiewać. Wszyscy razem. Widać było, że sprawia im to przyjemność. W niczym mnie różnią się od moich głupich kumpli, którzy mnie do tego namówili. Kolejna lekcja życiowa. 

No ale dobra jakoś to przeżyję. Najważniejsze, że obiegówkę mam już w połowie podpisaną. 


poniedziałek, 21 listopada 2022

30 maja 1989

Wtorek 


13:45 


Tęsknota


Do kwiatu pięknej róży, 

Pachnącej pięknie latem, 

Do drzew zielonym cieniem 

Otulających ziemię 

Swą myśl tęsknotą zwracam, 

W marzeniu kwiecistym odtwarzam 

I sercem jestem gdzieś tam, 

Gdzie kwitną białe wiśnie,

Gdzie fiolet bzu,

Jaśminu mocny zapach 

I słońce uśmiechem daje życie, 

I noc słowików koncertu słucha, 

I księżyc srebrną tarczą 

Bladą poświatą zalewa nas, 

A wszędzie spokój, szczęśliwy czas.


niedziela, 20 listopada 2022

29 maja 1989

Poniedziałek 


19:30 


Kiedy jest mi źle, kiedy czuję się fatalnie, kiedy coś mi w życiu nie wychodzi, kiedy czuję się samotny, zawsze sięgam po książkę i zanurzam się w świecie wyobraźni i iluzji. Jak na razie nie znalazłem lepszego remedium na lawinę kłopotów i zmartwień. To niesamowicie skutecznie działający lek na skołatane nerwy. Dla mnie dobra książka jest czymś w rodzaju opium, narkotyku, po którego zażyciu człowiek traci łączność z rzeczywistością i chociaż na krótką chwilę odrywa się od ziemskich spraw. To wspaniała rzecz, takie narzędzie do utrzymywania równowagi duchowej i psychicznej. Jest tylko jeden mały problem, nie można przesadzić. Zresztą tak jak ze wszystkim. Kiedy naprawdę dużo czytam, mam wrażenie, że zupełnie tracę kontakt z tym, co się dzieje wokół mnie. Tak jakby granica między rzeczywistością a fantazją się zacierała. 

Książka to coś więcej niż film. Po pierwsze jest dostępna dla każdego. Każdy może wybrać to, co mu najbardziej odpowiada, co go interesuje. Po drugie w odróżnieniu od filmu, który podaje gotową przemieloną już papkę i całkowicie zwalnia od myślenia, książka pozwala zanurzyć się w świat własnej wyobraźni. Książka skłania cię do tego, byś to ty sam stworzył ten świat. Książka nie narzuca gotowych rozwiązań. Czytając, każdy przystosowuje tekst do własnej wyobraźni, usposobienia i poziomu inteligencji. Ze zwykłych czarnych znaczków, czcionek czytelnik tworzy twój subiektywny, intymny, indywidualny, nikomu niedostępny obraz świata. Autor podaję mu tylko formę, zarys zdarzenia, opisy, ale nie tworzy kompletnego obrazu. Obraz czytelnik musi stworzyć sobie sam według tego, co w nim się już znajduje. Autor podaje materiał do budowy owego obrazu świata. Dlatego dobra książka, niekoniecznie science fiction, jest jakby bramą do krainy baśni i marzeń. Kiedy siadasz przy lampce nocnej i otwierasz okładki, wchodzisz do owego świata jakby przez bramę własnej jaźni. Powiedziałbym więcej: dobra książka jest spełnieniem niespełnionych marzeń i pragnień. Choć przez chwilę ten, kto czyta, może uwierzyć, że to, czego pragnął, czego szukał, znalazł, że zostało spełnione. Jest jeszcze coś, książka pobudza apetyt na życie, na poszukiwania tego, co jeszcze nie zostało odkryte. Z drugiej strony jest kilka zagrożeń. Czasami zdarza mi się tak bardzo odpłynąć od tego, co dzieje się wokół mnie, że kiedy odkładam lekturę na półkę i wracam do mojej rzeczywistości, czuję niemal fizyczny ból. Ból istnienia, bo przecież to nie tak miało być. Zamiast być superbohaterem jestem zwykłym, normalnym, szarym człowiekiem, człowiekiem z mnóstwem problemów i kłopotów, człowiekiem, który nie radzi sobie z najróżniejszymi rzeczami. Zderzenie z moją rzeczywistością jest jak walnięcie głową o ścianę. No ale czy bez książek byłoby lepiej? 

No cóż, na ten temat można by napisać cały referat. Nie mam na to czasu, ale chciałbym wszystkich gorąco zachęcić do czytania. Jak już połkniesz tego bakcyla, to on całkowicie przejmie nad tobą kontrolę i później tylko już szukasz nowych ciekawych tytułów w bibliotekach i na półkach księgarni. Tak było ze mną. Potrafię zrezygnować ze słodkiej bułki czy hot-doga na rzecz dobrej książki, ale mimo wszystko wydaje się, że jestem bardziej szczęśliwy. 


sobota, 19 listopada 2022

29 maja 1989

Poniedziałek 


12:30 


Egzamin do przodu. Super, bardzo się cieszę. Z drugiej jednak strony jest mi smutno, bo wywalili mnie z listy na OHP do Czechosłowacji. Nie ma się co dziwić. Nie było mnie cały tydzień, nie zapłaciłem, więc pan Kozyra mnie wykreślił. W sumie to czułem, że tak się stanie, ale cały czas odsuwałem od siebie tę myśl. 

Jest jednak jakaś nadzieja w tym wszystkim, bo w ostatniej chwili udało mi się załapać na OHP do NRD. Też dobrze, bo to zawsze jakiś wyjazd i jakiś zarobek. Chociaż tak naprawdę trochę się obawiam. Nie znam niemieckiego, poza tym nie wiem, co tam od nas idzie i czym można pohandlować. No ale lepsze to niż nic, prawda? 

Ja pierdolę, aż się wierzyć nie chce, jak wszystko na tym pojebanym świecie trzyma się na pieniądzach! Bez kasy jesteś nikim, nic nie załatwisz, nic nie dostaniesz i w ogóle najlepiej to jakby cię nie było. To pierwsza lekcja dorosłości, jaką dostałem od życia. 

Z drugiej strony patrząc na to wszystko to moja wina. Pieniądze mogłem przecież od kogoś pożyczyć. Mogłem też sprzedać trochę koron czeskich, które mi zostały z ostatniego wyjazdu. A nawet gdyby to nic nie dało, to gdybym zwrócił się do niego z prośbą, to Kozyra by za mnie te pieniądze założył. Tylko trzeba było tu, do chuja pana, być, a nie grzać dupę w domu. Po co ja w ogóle tam jechałem? 

Poza tym kumple wycięli mi jeszcze numer, bo nie wszystko było stracone. Pojechali beze mnie. Mogli na mnie jeszcze chwilę zaczekać, ale, kurwa, nie! Tak im się spieszyło, że pojechali beze mnie. Miałem z nimi wybrać się do Siedlec. Oni też mają kłopoty. Nie wiadomo czy dostaną paszporty. Chodzi o to, że jeżeli oni by nie jechali, to mi udałoby się jakoś wcisnąć na ich miejsce pomimo tego, że jestem już wykreślony z tej pojebanej listy. Musiałbym tylko być razem z nimi w komendzie OHP, aby zmienić dane osobowe. Jestem wkurwiony na maksa. Co im, kurwa, szkodziło, żeby chwilę na mnie zaczekać?! Tym bardziej że byli swoim prywatnym samochodem, a nie komunikacją. To się nazywają koledzy.  


piątek, 18 listopada 2022

28 maja 1989

Niedziela 


Siedzę, myślę i zastanawiam się, czy to wszystko ma sens, co będzie dalej i tak w ogóle. Jutro ustny egzamin z polskiego. Kompletnie nic się nie uczyłem. Z gramatyki nic nie umiem. Nie wiem, jak to się dzieje, ale w ogóle się nie denerwuję. Być może to cisza przed burzą. Wszystko wydaje się takie dziwne. Nie mam pojęcia, jak dalej potoczy się moje życie. Teoretycznie jest tyle możliwości, tyle dróg, ścieżek. Tylko którą pójść? Która droga okaże się właściwa? 

Jestem w moim pokoiku w internacie. W moim małym, przytulnym, ulubionym pokoiku. Nawet nie chce mi się myśleć, że już trzeba będzie się z nim żegnać. Czekam mnie nowe, nieznane, dorosłe życie. Śpię tutaj sam, mimo że Sylwek także jest w internacie. On śpi u kolegi w innym pokoju, bo przecież stąd ostatnio zabrali jeden tapczan. 

Jutro muszę odebrać wyniki badań na nosicielstwo. Miałem to zrobić wcześniej, ale nie było mnie tutaj. 

Nie wiem, czy przyznali mi tę zapomogę. Na pewno trzeba zapłacić za OHP. Jutro wszystko się okaże. Jeżeli nie dostałem kasy to Sławek i jedzie do domu. Mama bierze jutro wypłatę, a Sylwek mi przywiezie potrzebną forsę. Pojedzie także do domu dziecka po ubrania, bo jak ostatnio tam byłem, to niewiele wziąłem.


czwartek, 17 listopada 2022

27 maja 1989

Sobota 


22:40 


Jutro jadę, a teraz siedzę i marudzę. Połamało mnie. Wychodzi na to, że moje kości nie znoszą przeciągów. Poza tym piecze mnie trochę prawe ramię, lewe kolano i dłoń. Wyjebałem się na rowerze, jadąc do domu dziecka. Wywinąłem orła jak się patrzy. Ja głupi myślałem, że da się założyć koszulkę przez głowę, nie schodząc z roweru. Teraz już wiem – nie da się. Dobrze, że wpadłem do rowu porośniętego krzakami. Nie wiem, co by się stało, gdybym pierdolnął na asfalt. 

Już od kilku dni słońce grzeje jak w środku lata. 


środa, 16 listopada 2022

26 maja 1989

Piątek 


19:30 


Już od tygodnia siedzę w domu. Tak się jakoś złożyło. Najpierw nie było forsy, więc zostałem. W środę pojechałem do internatu, bo w piątek, czyli dzisiaj, miał być tych egzamin. Wczoraj było Boże Ciało. Wróciłem do domu, gdy dowiedziałem się, że egzamin przełożyli na poniedziałek. 

W ten sposób mam jeszcze kilka dni wolnego. Siedzę w domu. Z pieniędzmi krucho. Miałem na dojazd do internatu, ale pieniądze się rozeszły podczas ostatniego przejazdu. Wypłata mamy dopiero w czwartek, a ja w środę jadę do internatu. Jeżeli nie dostanę zapomogi, to nici z wyjazdu do Czechosłowacji. 

Problemy z pieniędzmi zaczęły się od momentu, kiedy Sławka wzięli do wojska. On jednak coś tam zarabiał. Wypłata mamy nie starcza od pierwszego do pierwszego. 

Dobre z tego, że załatwiłem już przemeldowanie potrzebne do książeczki mieszkaniowej. Byłem też w domu dziecka. Nic jednak nie pobrałem, bo nic nie było w magazynie. Jutro jadę jeszcze raz. Może już coś tam będzie. Wezmę przynajmniej moje kieszonkowe. 


wtorek, 15 listopada 2022

18 maja 1989

Czwartek


22:30


Jak wspaniale jest popijać gorącą herbatę, leżąc w pościeli przy otwartym oknie, przez które wpada świeże ciepłe powietrze. Od strony szosy dobiega dziwnie donośny warkot, ciągnących z południa ciężkich tirów. Zarębska już poszła. Muszę jeszcze zszyć spodnie, które kiedyś na hali zapaśniczej rozerwałem, robiąc salto. 

Siedzę i słucham rechotu żab z pobliskich glinianek. Siedzę i słucham szczekania psów i wieczornego krzyku czajki znad pobliskich pól. Siedzę i wdycham świeże powietrze przesycone wilgocią. Na niebie srebrzy się już wielka tarcza księżyca. Za kilka dni będzie pełnia.

Już całkiem zapomniałem o dręczących mnie podczas niej koszmarów sennych. Już chyba nigdy nie dowiem się, dlaczego one u mnie powstawały. Tak jak nagle się pojawiły, tak samo nagle znikły. Bez żadnej widocznej przyczyny. Dziwne. Ciągle ten sam motyw, ten sam strach. Może to mój własny strach przed czymś, z czego nie zdaję sobie sprawy. 

Sny pojawiały się cyklicznie zawsze podczas pełni księżyca. Były bardzo przerażające. Budziłem się z krzykiem zlany zimnym potem. Od jakiegoś czasu się już nie pojawiają. Dlaczego znikły? 

Tymczasem dosyć niedawno pojawiły się u mnie nowe, bardzo charakterystyczne sny. Nie wiem, jak je określić. Nazwałbym je "snami pięknymi". One też się powtarzają. Budzę się po nich wypoczęty, zadowolony i szczęśliwy. Niosą ze sobą bardzo dużo niezwykle przyjemnych i pozytywnych wrażeń. 

Zacząłem zwracać uwagę na to, co dzieje się w moim życiu. Spostrzegłem pewną korelację. Wydaje mi się, że wszystko zależy od mojego nastawienia. Ostatnie sny stworzyły moje wewnętrzne, ukryte pragnienia. 

Musiałem zamknąć okno. Mimo iż jestem przykryty kołdrą, od przeciągu rozbolało mnie kolano. To dziwne, bo już przestało. To chyba od tej różnicy pomiędzy nogami przykrytymi kołdrą a resztą ciała wystawioną na chłodne podmuchy. 


poniedziałek, 14 listopada 2022

18 maja 1989

Czwartek 


17:30


Gra mnie struna nerwów. Naciągnęła się i zagrała melodię z dawnych lat, przywołując na pamięć obrazy minionych chwil. Przypomniałem sobie, jak często kiedyś chodziłem zdenerwowany. Ciągle byłem zastraszony i rozdygotany wewnętrznie. Zawsze znalazł się ktoś, kto chciał mi zagrać na nerwach. Nie byłem jednym z tych, co zgadzają się na wszystko i siedzą cicho, dlatego też często dostawałem po tak zwanej twarzy. Zawsze stawiałem opór silniejszym i starszym od siebie kolegom. Coś we mnie jest chyba od urodzenia, taka duma i honor. Nigdy nie mierzyłem sił na zamiary, dlatego zawsze przegrywałem. Nie potrafiłem ocenić sytuacji, czy dane zachowanie mi się opłaca w większym rozrachunku. Teraz jest już inaczej. Nie ma starszych ode mnie chłopaków, którzy wyciągają łapy po nie swoje, więc minął lęk. Jestem spokojniejszy i bardziej wyważony psychicznie, ale nadal zdarzają się chwile, w których stres porządnie daje mi się porządnie we znaki. Teraz dla odmiany denerwują mnie wychowawcy z internatu. Na przykład taka Zarębska albo Rusak. Teraz nie mogę znieść tego, że narzucają mi siłą swoją wolę, że każde ich polecenie powinienem wykonywać bez szemrania. Nie mogę znieść tego, jak się wymądrzają i rozkazują. Tak jakby spokojne wytłumaczenie jakiejś sprawy, było problemem nie do przeskoczenia. No ale cóż, to już koniec. Nareszcie się od tego uwolnię. Wiem, że jeszcze jest wojsko, ale to tylko dwa lata. 

Pożyczyłem od Fazy'ego pięć stów. To dobry kumpel – jeden z najlepszych. Wzajemnie sobie wszystkiego pożyczamy. Kilka razy jemu też brakło forsy. Nigdy nie zawahałem się mu pożyczyć. Tak samo, jak on dziś. Chłopaki coś tam się burzyli, on natomiast bez słowa wyjął portfel i wyjął kasę. 

Teraz dopiero sobie zacząłem w pełni uświadamiać, że mimo niewygody, mimo pewnych niesnasek i zadrażnień ciężko będzie rozstać się z tym internatem. W końcu tyle się tu przeżyło, a wspominać będzie się raczej te dobre chwile, te złe pójdą w niepamięć. 


niedziela, 13 listopada 2022

17 maja 1989

Środa 


11:00


Dziś mam wolne. Mamo konsultacje w internacie. Dopiero o 17:00 jakieś zajęcia w szkole. Na dworze bardzo ciepło, duszno, bez chmur. 


22:55 


Muszę jechać do domu i załatwić kilka spraw. Po pierwsze przemeldowanie i książeczka mieszkaniowa. Po drugie muszę pobrać ubrania z domu dziecka, bo przecież nie mam nic na ten wyjazd do Czechosłowacji. Po trzecie muszę tak wszystko ustawić, by później bez przeszkód ruszyć w drogę. Muszę to zrobić zaraz po egzaminie, tego samego dnia. 

Wszyscy mają się zebrać o 21:00, więc nie będzie nawet czasu, aby jeszcze pojechać do domu. Tak jak pisałem wcześniej, będę musiał siedzieć na przysłowiowych walizkach, by móc od razu ruszyć w drogę. Nie lubię takich napiętych sytuacji. 

Wczoraj Złożyłem podanie o zapomogę. Trzeba nauczyć się kombinować, jak się nie ma forsy. Tak naprawdę nawet nie mam za co pojechać do domu. 


sobota, 12 listopada 2022

16 maja 1989

Wtorek 


23:15 


Wieczór swym mrokiem z pobił już świat. Powietrze wypełnia zapach świeżego siana, rechot żab i blada poświata srebrzystego księżyca. Nadchodzi lato. Tyle radości niesie ze sobą ta pora roku. To lato zapowiada się szczególnie pięknie. Jaki będzie dla mnie ten okres? 

W sumie to już jest. Już się zaczęło. Zaczęło się od sporej dawki niepewności. Po powrocie z Czechosłowacji prawdopodobnie będę czekał na kartę mobilizacyjną. Takie są realia. W tej chwili staram się myśleć racjonalnie i nie fantazjować. Studia, choć takie wymarzone coraz mniej wydają mi się realne. Po prostu jestem za słaby. O czym ja mówię. Przecież miałem problemy ze skończeniem tej szkoły. 

Na studia idą ludzie, którzy rzeczywiście mają już jakiś zasób wiedzy, umieją i chcą się uczyć. To nie będzie tak, że ktoś się zlituje i mnie przepuści z samego tylko faktu, że jestem grzeczny i dobrze ułożony. To nie ta liga. Tam nie będzie tak, że uda mi się z czegoś na żywca zerżnąć, że ktoś podrzuci mi gotowca, a profesorowie będą udawać, że nic nie widzą. Poza tym trafię w kompletnie obce środowisko. Będę przebywał wśród nieznanych ludzi. Będę musiał liczyć tylko na siebie. Jeszcze liczyłem na to, że znajdę pewne wydziały, na które nie będzie egzaminów wstępnych. Tak podpowiadali mi nauczyciele ze szkoły. Niestety w informatorach o studiach wyższych nic na ten temat nie ma. Mówili mi, że jest tak zwany rok zerowy, a egzaminy zalicza się na kolejnych sesjach. Niestety okazało się to tylko plotką. 


piątek, 11 listopada 2022

15 maja 1989

Poniedziałek 


12:30 


Właśnie się dowiedziałem, że egzamin z PNOS-u będzie 31 maja. Tego dnia wieczorem wyjeżdżamy do Czechosłowacji. Nie podoba mi się to. Trzeba będzie siedzieć na walizkach. Nie będzie czasu na rozliczenie się ze szkołą. Co gorsze mam jeszcze pomalować pokój. Muszę jeszcze zebrać wszystkie papiery, aby wysłać je tam, gdzie będę się uczył. Bardzo prawdopodobne, że nie uda mi się jednak pojechać. Właśnie miałem wybierać się do szkoły po informator o uczelniach wyższych. 


czwartek, 10 listopada 2022

14 maja 1989

Niedziela 



22:00 


Zbieram się do spania. W internacie mało ludzi. Panuje nienaturalna głucha cisza. Zawsze o tej porze dnia trzaskały drzwi, dobiegały głosy i muzyka. Teraz jest cicho jak na cmentarzu. Nie widziałem nikogo wychowawców. Kumpli z klasy też nie ma. Przyjadą dopiero pojutrze. 

W tym miesiącu czekają mnie jeszcze dwa egzaminy. Z polskiego i z PNOS-u, ale później to już koniec. Chyba że zdecydowałbym się pójść na studia. Zastanawiałem się nad tym, ale chciałbym złożyć dokumenty tam, gdzie nie ma egzaminów wstępnych. Zalicza się to na sesjach. To jest tak zwany rok zerowy. Spróbować nie zaszkodzi. A nóż widelec się powiedzie i się dostanę. Muszę się jeszcze dokładnie zorientować czy w Warszawie istnieje taka uczelnia. 


środa, 9 listopada 2022

14 maja 1989

Niedziela 


16:25 


Byłem w Pilawie. Sławek w domu na przepustce. Już drugi raz się tak załatwiłem i wybrałem w nieznane. A swoją drogą to on częściej jeździ do domu niż ja. Nie mają źle w tym jego wojsku. 


wtorek, 8 listopada 2022

14 maja 1989

Niedziela 


12:45 


Rozmyślania piątkowego wieczoru. 


Świat to las. 

Las dobrych i złych czynów, 

Potok myśli, ludzi i zdarzeń. 

Wszystko się plącze 

Jak liany w dżungli. 

Ten las jest pełen groźby i zła. 

Ten świat to dobro i piękno zarazem. 

Ten świat to także przeciętność. 

Wszystko splątane i powikłane. 

Trzeba umieć się odnaleźć. 

Trzeba umieć w tym żyć. 

Trzeba umieć bronić się, 

Lecz i pomagać. 

Jak tego dokonać? 

Jak to uczynić? 

Jak żyć? 

Jak być? 

Strach rośnie we mnie. 

Uciec chcę, tylko dokąd? 

Dlaczego tak jest? 

Czy ktoś mi to wyjaśni? 

Czy ktoś powie, 

Gdzie dobro, gdzie zło? 

Tyle pytań i brak odpowiedzi.

Każdy biegnie gdzieś przed siebie, 

Widzi tylko swój cel i swoje życie. 

Dlaczego przyszło mi żyć 

W takich czasach? 

Jak mam żyć? 

Jak postępować, 

By nie zgubić się? 

Skąd mam brać siłę?


O niej.


Nikniesz. 

Dlaczego? 

Odchodzisz w świat. 

A byłaś tak blisko. 

Byłaś tuż przy mnie. 

Dlaczego cię puściłem? 

Może nie byłaś to Ty? 

Stworzyłem cię ze strzępów mgły. 

Przywdziewałaś różne twarze, 

Aż w końcu oblekłaś się w ciało

I byłaś tuż obok mnie. 

Lecz pierzchłaś za pierwszym dotknięciem. 

Ujrzałeś inny cel. 

Nie byłem dla ciebie tym, 

Czym ty byłaś dla mnie. 

Pomyliłem się. 

Nie myślałaś tak samo jak ja 

I odeszłaś gdzieś.

Na co liczyłem? 

Nie umiałem być i nie byłem. 

Zbyt rozrzewniony jestem, 

Zbyt zapatrzony w siebie. 

Za dużą wagę daję szczegółom. 

Zwykły żart w mych oczach 

Rośnie do potęgi ryku, 

A każde dobre spojrzenie 

Wydaje się miłością. 

Więc nic nie było. 

Opuściły cię strzępy mgły 

I stałaś się jawą, 

Obca, chociaż znajoma.