Wtorek
9:30
Lekcja historii. Strach wywołuje pustkę wokoło. Tu będą pytać, tam praca domowa. Czy każdej lekcji muszę się bać?
13:40
Po lekcjach. Gdy stoję obok życia i przyglądam się, widzę jego ogrom, ciężar, szybkość. Widzę jego ostre kanty, pazury i kły. Widzę moje życie całe, takie, jakie jest. To mnie przeraża. Tak było na historii.
Wystarczy tylko włączyć się w ten rytm, skoczyć do tej huczącej, rwącej rzeki, a sama poniesie cię już z prądem. Wtedy nie będziesz już tego wszystkiego widział. Obraz z wnętrza rzeki jest inny, niż z jej brzegu. Kiedy płyniesz tak szybko, odczuwasz nawet przyjemność. Ten dreszczyk emocji, kiedy ledwie wyrabiasz się na zakrętach. Porównać to można jedynie, do jazdy diabelską kolejką.
Czasem zdarza się, że jakaś potężna fala wyrzuci cię z jej nurtu. Wypadniesz z karuzeli i gdy ujrzysz to, w czym przed chwilą się poruszałeś, w czym do tej pory przebywałeś, nie możesz uwierzyć, że tak długo byłeś w stanie wytrzymać.
Nie mogę pozwolić sobie, aby życie wyrzuciło mnie ze swojego rytmu. Muszę płynąć wraz z nim, bo wtedy nie będzie mnie ono przerażało.
Życie to jedna, długa, bezustanna walka. Nie można jej przerwać. Wciąż trzeba walczyć. Trzeba walczyć z przeciwnościami losu, z ludźmi, z samym sobą. Trzeba walczyć ze swoimi wadami, słabościami, ze swoim strachem.
Chociaż sam strach, jako taki, nie jest wadą, jednak w życiu bardzo przeszkadza. Kiedy jest zbyt intensywny, jest niepotrzebny. Pozostaje tylko jedno pytanie: jak się go pozbyć? Coś mi mówi, że nie można się go pozbyć. Chyba, trzeba go po prostu przełamać.
14:05
Wczoraj po kolacji byłem u Jarka Matysiaka. Poszedłem, aby pomógł mi rozwiązać zadanie z matematyki, ale rozmawialiśmy o innych rzeczach. Dyskutowaliśmy o naszej klasie, a ściślej o hierarchii w niej panującej.
Jarek nie jest silny fizycznie. Jest taki jak ja. Ma podobną budowę ciała i podobny wzrost. Ma jednak szczególną cechę, chce się wyróżniać na tle grupy pod względem dobrej nauki. Uważa, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa i nikt nie może nikomu narzucać swojej woli.
Oto jego słowa:
-Jak to możliwe, że jedna osoba, której akurat nie odpowiada dana lekcja, rzuci hasło “Idziemy na wagary” i wszyscy, czy im się to podoba, czy nie, muszą robić to samo? Czy to można nazwać, dobrym zgraniem klasy? Absolutnie nie. Osobiście uważam, że jeżeli nie będę czegoś chciał z własnej woli, nie będę szedł za stadem. Taki Bogdan nie może mi nakazywać, co mam w danej chwili robić.
Wypowiadał się jeszcze na wiele innych tematów. Podkreślał, że ważne jest, aby nie dać nikomu narzucić swojej woli.
Wyjaśniłem mu kilka dylematów, które moim zdaniem, były tego warte. Opowiedziałem mu, że jeszcze dwa lata temu myślałem identycznie. Byłem jeszcze bardziej konserwatywny w swoich poglądach i, niestety, doprowadziło to do wielu przykrych incydentów. Czasami moje zachowania doprowadzały do rozłamów i podziałów na mniejsze, antagonizujące ze sobą grupy. Moje zachowanie bardziej dzieliło, niż jednoczyło. Często z powodu zachowania kolegów, wychodziłem ze szkoły zapłakany. Wydaje mi się, że przecież nie o to chodzi.
Odpowiedział mi tylko, że przesadzam, że na pewno aż tak źle nie będzie.
No i stało się. Jakbym to wykrakał. Od pierwszej lekcji się zaczęło. Już nazywają go kujon, laluś i ćwok. Wiem, że to dopiero początek. Zastanawiam się, jak on to wszystko zniesie. Moim zdaniem, jest zbyt słaby psychicznie i, po pewnym czasie, się załamie. Tak było przecież ze mną. Tyle tylko, że ja bardzo szybko umiałem się podnieść. Byłem jak trawa, której nie można zdeptać, dlatego żyję.
Jednak tak samo, jak płynąca rzeka przez miliony lat nadaje kamieniołom określony kształt, tak klasa ukształtowała mnie. Chodź wiele rzeczy mi nie odpowiadało, w końcu musiałem przystosować się do tego sposobu życia. To nie było przyjemne, ale po długich seriach prób i błędów, wreszcie dostosowałem się. Nie chcę tego zmieniać. Nie chcę zaczynać od nowa.
I wreszcie na koniec, tak przy okazji, uważam, że on po trzech latach technikum, stanie się taki, jak inni. Wtedy przyzna mi pewnie rację.
14:40
Wziąłem z sekretariatu zaświadczenie, o które prosiła mama. Będę musiał pójść z nim jeszcze do dyrektora od praktyk. To jest właśnie dokument, że nie pobieram żadnych zasiłków za te zajęcia. Wiadomo, że nie pobieram, ale musi to potwierdzić podpisem aż sam dyrektor. Miałem iść z tym do niego dzisiaj, ale nie przyjmował interesantów, więc pofatyguję się jutro.
Dobrze się składa, bo jutro mam także załatwić coś innego. Mianowicie mam zamiar zaprenumerować czasopismo “Fantastyka”. Zdążyłem się dowiedzieć, że trzeba to zrobić bezpośrednio u listonoszki. Zorientowałem się także, że przyjeżdża do szkoły około 12:00, podczas czwartej lekcji. Ktoś poradził, aby zostawić jej karteczkę z napisem, co chcę zaproponować i odliczoną kwotę. Niestety, nie wiem, ile taka prenumerata wyniesie. Na dodatek, z pieniędzmi u mnie krucho. Wybrałem więc opcję bezpośredniej rozmowy.
Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Jak już wcześniej napisałem, mam mało pieniędzy i chciałbym je zdobyć. Muszę więc dziś sporządzić kosztorys do rachunku za wszystkie książki, które kupiłem. Następnie muszę udać się do kogoś po jakąś pieczątkę, lub chociaż podpis. Inaczej nie zwrócą mi pieniędzy w domu dziecka.
Nie wiem tylko, czy musi być to, koniecznie, podpis tego nauczyciela, który rozprowadzał te książki. Robił to pan Fedorowicz. Najlepiej, gdyby była na tym rachunku pieczątka szkoły. Tak myślę, chociaż, moim zdaniem, wystarczyłby podpis wychowawcy. Następnie muszę zawieźć ten dokument do domu dziecka i dopiero wtedy otrzymam kasę. Nie jest to wcale tak mało, bo aż 800 zł.
Po lekcjach wypożyczyłem książkę z dziedziny science fiction. Po tytule i wprowadzeniu widzę, że musi być ciekawa. Zaraz po obiedzie do niej się zabiorę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz