Piątek
7:00
Od kilku dni pogoda fatalna. Byłem zmuszony założyć na siebie koszulę, bo zimno. Wyspałem się w miarę dobrze. Dziś mamy praktykę. Na długiej przerwie wezmę z sekretariatu zaświadczenie do WKU. Chcę wyrobić się jeszcze przed zakończeniem zajęć. Chociaż, biorę też pod uwagę inną opcję. Dziś piątek, więc zastanawiam się, czy nie jechać od razu do domu. Aha, jeszcze muszę wziąć rachunek za zakup książek. Inaczej dom dziecka nie zwróci mi pieniędzy. 800 zł drogo nie chodzi.
7:55
Krzysiek czyta książkę, a Sylwek sprząta pokój. Wychowawczyni Zarębska ma na nas jakiś dziwny wpływ. W ubiegłych latach, kiedy pracowała tutaj pani Makara, nasz pokój nie był taki czysty. Nikt nie garnął się zbytnio do sprzątania, a teraz całkowita odmiana.
Niby wczoraj był mój dyżur, a cały pokój posprzątał Krzysztof. Wcale go o to nie prosiłem. No i brat zachowuje się inaczej. Zawsze jego sprzątanie kończyło się ledwie na zamierzeniu podłogi. Teraz, to nawet kurze wytrze, kwiaty podleje, umywalkę ogarnie i w ogóle wiele innych rzeczy zrobi. Teraz, to wychodzi na to, że ja zostałem daleko w tyle. Myślę, że pod ich wpływem, także, wezmę się do roboty.
11:05
Pobrałem zaświadczenie z sekretariatu. Zwalniam się z zajęć praktycznych o 13:20, żeby mieć jeszcze czas na umycie się i przebranie. Opiekuje się nami pani profesor Piechniak. To dobra nauczycielka, na pewno nie będzie problemu ze zwolnieniem.
Brat do domu jedzie na własną rękę. Ja robię podobnie. Tak będzie wygodniej. Niestety, najpierw muszę załatwić to, co ważniejsze, czyli sprawy wojskowe. Nawet jeśli miałoby to się odbyć, kosztem zostania na weekend w internacie.
No nic, życie toczy się własnym rytmem. Idę na zajęcia.
13.45
Jadę do Garwolina. Oddam papiery i do domu. Autobus mam o 13:50.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz