Piątek
15:00
Minął kolejny dzień, dzień, który pozostawił po sobie ślad. Dziś mieliśmy praktykę. Pracowaliśmy (chociaż to za dużo powiedziane, bo połowę czasu przesiedzieliśmy) na terenie inspektów szkolnych. Do przerwy podałem rzodkiewkę w tunelu foliowym oraz wykopałem trochę złocieni, które dziewczyny później posadziły na kwietnikach niedaleko szkoły. Wszystkie te prace, jakby je połączyć w jeden ciąg, to zajęłyby najwyżej godzinę. Resztę czasu poświęciliśmy na siedzenie lub wygłupy. Nie było naszej profesor od zajęć praktycznych.
Darek, ten, który doszedł do naszej klasy, poderwał dziewczynę pracującą na inspektach. On ma do takich rzeczy dryg. Ona chodzi (chyba) do ZSO. Mieszka w Michałówce. Jest bardzo ładna. Wprosił się do niej na herbatę.
Po przerwie profesor Święcińska poprosiła nas, abyśmy poobcinali gałęzie drzew, które cieniowały tunele. Od razu się ucieszyłem, bo to coś z mojego ogródka. Wziąłem piłkę i bez zastanowienia, wlazłem na drzewo. Tak szybko wchodziłem, że sobie nogę w kostce stłukłem. Wszyscy byli zdziwieni, a zarazem wystraszeni tym, że tak szybko i sprawnie poruszam się po gałęziach.
No cóż, co nieco z wakacji jeszcze pamiętam. Obciąłem dwie potężne gałęzie na jednym drzewie i się spociłem. To było sporo pracy. Konary miały grubość 30 cm. Miałem do dyspozycji zwykłą piłkę ogrodową, która była tylko trochę dłuższa. Musiałem użyć fortelu, żeby sobie z tym poradzić. Wykorzystałem do tego celu własny ciężar. Siedziałem na gałęzi do chwili, w której zaczęła pękać. Kiedy spadała na ziemię, przeskakiwałem na inną. Koledzy nie mogli uwierzyć w to, że obcinam gałęzie, na których się znajduję.
Później zabrałem się za jeszcze grubszy konar. Z tym było już nieco gorzej, ale do końca zajęć się wyrobiłem. Samo obcięcie nie było końcem pracy. Trzeba było ją zaciągnąć na kupę, tam, gdzie leżały pozostałe. Problem tylko w tym, że brama była zamknięta, a przez furtkę łajza się nie mieściła. Siedzieliśmy i kombinowaliśmy jak sobie z tym poradzić. W końcu stwierdziłem, że nie ma co się zastanawiać i trzeba ją na siłę przez tę furtkę przeciągnąć. Podszedłem, kilka razy mocno szarpnąłem i przeszła. Popękała, a trzask było słychać w samej szkole. Po wszystkim tylko Marcin się ze mnie śmiał, mówiąc:
-My to we dwóch chcieliśmy zrobić i nie dawaliśmy rady, a ty sam tego dokonałeś.
19:25
Czytam moją ulubioną książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz