wtorek, 27 października 2020

10 października 1986

Piątek


7:00


Leżę w łóżku, obok gra magnetofon. Z samego rana mam dobry humor, pomimo tego, że dziewczyny nie dały nam pospać i obudziły nas. Weszły na męski, chciały sobie z nas trochę pożartować. Zabrały mi kapcie i wyniosły do innego pokoju. 

Jest fajnie. Nikogo z wychowawców nie ma jeszcze na dyżurze. Chcę to maksymalnie wykorzystać i poleżeć sobie trochę. Co się będę spieszył. Zastanawiam się, czy Grzesiek i już wstał. Pewnie jeszcze śpi. Inaczej, by już tu był. Ja sam kiepsko się wyspałem, bo do godziny 1:15 czytałem wiersze Iwony. 

Dziś mamy praktykę, a przed nią biologię. Właśnie na tę biologię nie idę. Mam próbę generalną przed akademią z okazji LWP. W sumie jeszcze nie umiem wiersza, który mam recytować. No i chyba dlatego będę musiał wstać. A czort z tym, poleżę jeszcze.


Charakterystyka mojej koleżanki.


Imię: Iwona.

Miejsce zamieszkania: Warszawa Grochów.

Wzrost: średni. Co charakterystyczne, wydaje się wyższa, niż jest w rzeczywistości. To za sprawą kręconych, nastroszonych włosów.

Zarys twarzy: trójkątny.

Usta: wąskie. (Jak dla mnie, zbyt wąskie).

Nos: mały, szpiczasty, nieco zadarty.

Oczy: duże z ładną oprawą brwi i rzęs.

Sylwetka: dość zgrabna.

Ubiór: raczej wystrzałowy i modny.


Wieczór.


Piękna sprawa. No, nie ma co! Czuję się wspaniale. Czuję się jak w raju. Jednak najpierw, musiałem przejść istne piekło. 

Gorąca woda, ufff… Wysoka temperatura wywołuje bezsilność i niemoc ciała i ducha. W pewnym momencie można poczuć się, rzeczywiście, jak w piekle. 

Kurcze, to nie było piekło! To było coś o wiele gorszego, ale później… później czekała na mnie zimna woda. To był obfity strumień i zimnej wody… zimnej tak bardzo, jak tylko można sobie wyobrazić… zimnej jak lód. Dość długo czekałem, aby zaczęła płynąć właśnie taka.

No dobra. W tej chwili ktoś by mógł powiedzieć, że jestem kompletnym wariatem. Jak można katować się czymś takim? Jak, w ogóle, można to wytrzymać? Odpowiadam, że można.

Po saunie, spowodowanej długim siedzeniem w gorącej wodzie, zupełnie inaczej odczuwa się zimno. W sumie, przez pierwsze kilka minut, nie odczuwa się go w ogóle. Dopiero później zaczyna się dyskoteka, prawdziwy szał kontaktu z naturą. Kiedy chłód zaczyna wygrywać gorącem i docierać w głębsze partie ciała, zaczyna się wyścig z czasem i własną słabością. Zaciskam wtedy zęby, chwytam potężny haust powietrza i staram się wytrzymać, ile tylko zdołam. 

Później daję sobie trochę przerwy i cały cykl zaczynam od nowa. W momencie, kiedy wychodzę z wanny, moje ciało nie jest w stanie odczuwać ani zimna, ani ciepła. Później z każdą minutą narasta uczucie niesamowitej przyjemności i lekkości. Mam wrażenie, jakby wyrosły mi skrzydła. Mój oddech staje się głęboki i lżejszy. Jestem w stanie zaczerpnąć powietrza całymi płucami. 

Przed kąpielą byłem zmęczony i senny. Teraz, mimo że jest 2:40, nie chce mi się spać. Moje zmęczenie gdzieś znikło. Człowiek cały czas czegoś się uczy. Nie miałem pojęcia, że w tak krótkim czasie i tak prostym sposobem można się kompletnie z rewitalizować.

No tak, ale katar nie ustąpił. Chyba raczej, nie ustąpi. Kończę, bo muszę iść spać. Jutro, to znaczy już dziś, o godzinie 10:30, jadę z grupą do Maciejowic. Dzisiejszego, hm… znów pomyłka… wczorajszego dnia zaliczyliśmy rajd pieszy szlakami bojowymi Tadeusza Kościuszki.

Z samego rana, pojechaliśmy do pięknej wsi, która się nazywa Wróble, czy jakoś tam… Na miejscu dostaliśmy zadania do wykonania. To było 5 pytań, na które musieliśmy znaleźć odpowiedzi. Poruszaliśmy się w zaznaczonym na mapce szlakiem. Jak należało szukać odpowiedzi? Zadanie polegało na tym, aby pytać mieszkańców miejscowości, przez które przechodziliśmy. Temat, na który zbieraliśmy informacje, dotyczył właśnie tego terenu. 

Przykładowo, jedno z pytań brzmiało:

Wyjaśnij znaczenie nazwy wsi Wróble? 

Sprawa, pozornie, bardzo prosta. No, co to jest za problem, zapytać jak nazywa się ta wiocha i dlaczego? Ale, gdy przejdziesz pięć kilometrów i nikt nie będzie znał odpowiedzi, to już zaczyna trochę cię wnerwiać. No, ale nic, jakoś się udało.

Po przebyciu wyznaczonej trasy i zebraniu odpowiedzi udaliśmy się do Podzamcza. Także pieszo. Tam wręczyliśmy jurorom nasze odpowiedzi. Tam też był obiad, to znaczy, bigos, za który, notabene, trzeba było zapłacić z własnej kieszeni. Po zakończeniu tych wszystkich atrakcji zwiedziliśmy też samo Podzamcze, jak również jego okolice. Teraz już z przewodnikiem i resztą wycieczki. Do tej pory byliśmy podzieleni na kilkuosobowe grupy. My, z Miętnego trzymaliśmy się razem. 

Następnie, udaliśmy się w okolice skarpy, gdzie Kościuszko był ranny. Kolejne 6 km pieszo. Gdzieś w tych okolicach, w środku lasu, usypany jest kopiec ku jego czci. Tama odbył się apel poległych oraz ognisko. Przy ognisku udało nam się dowiedzieć, jak wyglądają nieoficjalne i wstępne wyniki konkursu. Mieliśmy, egzekwo, pierwsze miejsce z jakąś inną grupą. 

Później trzeba było przejść kolejne 7 km do Maciejowic. We wstępnej wersji mieliśmy jechać autobusem, ale nie udało się go zorganizować. W Maciejowicach była dyskoteka i dalszy ciąg rywalizacji. Na koniec podliczono w wyniki i rozdano nagrody. W oficjalnej wersji wyszło na to, że zajęliśmy pierwsze miejsce. 

Podsumowując, w ciągu całego dnia pokonaliśmy około 40 km. Wróciliśmy o 23:30 zmęczeni jak nie wiem co i senni, ale bardzo zadowoleni i szczęśliwi. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz