sobota, 10 października 2020

14 Września 1986

Niedziela


00:30


Skończyło się kino nocne. Jestem zmęczony. Za chwilę kładę się spać. Sen jest najlepszym lekarstwem na zmęczenie.


***


Płynie czas,

W pustkę przestrzeni,

W dal nieskończoną.

Przyjemny uśmiech,

Wypływa z tej pustki

I już nie jest ona

Pustką dla ciebie.

Rozumiesz,

Że staje się,

Twoim domem.


***


Mam w sobie takie inne, dziwne spojrzenie. Gdzieś już się z nimi zetknąłem. To chyba jeszcze nastrój filmu, który obejrzałem. Noszę w sobie taki przyjemny uśmiech.


17:05


Jak pomyślę o jutrzejszym dniu, to ogarnia mnie wręcz podświadomy niepokój. Próbuję z tym walczyć, bo czego się to bać? Nauki? Kolegów? Przecież nie mogę się ciągle bać. Zdaję sobie sprawę, że muszę walczyć ze swoim strachem. Tylko jest tak, że im więcej wysiłku wkładam w tę walkę, tym większy staje się mój strach. Po co Pan Bóg obdarował ludzi strachem? Jeżeli dziś, dobrze przygotuję się do jutrzejszych lekcji, to nie powinienem mieć powodów do obaw. Tak, ale… zawsze istnieje jakieś ale. Zdaję sobie jednak sprawę, że dzieje się to jedynie w mojej głowie.


***


Dziś przesadziłem kwiaty w większe doniczki. Zrobiłem też trochę sadzonek i posadziłem do małych, plastikowych pojemniczków. Było też małe pranie.


19:25


Schodziłem właśnie na kolację, kiedy zauważyłem prof Zarębską.

-Dzień dobry pani, - zwróciłem się do niej.

Nie odpowiedziała. Stała i patrzyła mi prosto w oczy. Jak gdyby nic, z serdecznym uśmiechem na twarzy, podszedłem bliżej i jeszcze raz się odezwałem.

-Dzień dobry, pani profesor.

-Dzień dobry, - odpowiedziała w końcu oschłym tonem.

Nie wiedziałem co się stało. Miałem nadzieję, że za chwilę mi to wyjaśni.

-Ty przesadzałeś dzisiaj kwiatki? - spytała takim samym, nieprzyjemnym tonem.

-Tak, ja, - odpowiedziałem spokojnie.

-Ubrałaś ziemi z doniczek, które stoją na korytarzu, - zaczęła chłodno, - i na dodatek naśmieciłeś wokół.

W jej głosie zabrzmiało coś dziwnego, złowrogiego. Rzeczywiście brałem tę ziemię, ale odrobinę, dwie małe garstki. Nie mogłem jednak zaprzeczyć. Pod wpływem jej tonu i spojrzenia, zacząłem odczuwać takie poczucie winy, jakbym co najmniej, ciężko pobił drugiego człowieka. Automatycznie zacząłem się tłumaczyć, ale im więcej słów wypowiadałem, tym wychodziło to coraz bardziej nieporadnie.

-Ja to uzupełnię… dosypię… obiecuję… naprawdę, była mi potrzebna… niedużo wziąłem, naprawdę…

Lecz ona wcale nie zamierzała odpuścić.

-Na pierwszym piętrze także porozsypywanie, - ciągnęła zimnym, jak lód tonem.

Teraz poczułem się jak bandyta przyłapany na gorącym uczynku. Mimo wszystko starałem się bronić dzielenie.

-Przepraszam, z pierwszego piętra nic nie brałem.

Oczywiście była to tylko część prawdy. Nie zbierałem ziemi, tylko zakosiłem stamtąd całą doniczkę. Kwiatek wywaliłem do kosza. Wydawało mi się, że wszystko bardzo dobrze zamaskowałem. Wymieszałam i poprzestawiałem kwiaty w taki sposób, aby nie było widać luki. Czyżby, ktoś mnie widział? Musiałem jednak zostawić jakieś ślady, ale niemożliwe, by była tam sama ziemia. Przecież zawinąłem całą doniczkę, razem z podłożem. Skąd ona mogła wiedzieć? A swoją drogą, to co ją obchodzi pierwsze piętro?

-No i co teraz będzie? - powiedziała, kiwając znacząco głową.

Poczułem się tak, jakby ktoś i publicznie wymierzył mi policzek. Mimo swojej ewidentnej winy poczułem się znieważony i upokorzony. Widziałem, że moja wychowawczyni bawi się moim lękiem. Znów, nieporadnie, zacząłem się tłumaczyć.

To było dziwne doświadczenie. Być może nie powinienem się tak czuć, szczególnie że bardzo małą karę dostałem. Niemniej, chciałem przedstawić to tak, jak to czuję.


19:50


Przed chwilą zapukał ktoś do drzwi. Nie odpowiedziałem, proszę. Usłyszałem głos mojego wychowawcy ze szkoły, profesora Głogowskiego.

-A, tu nikogo nie ma.

Poszedł. Nie zauważył mnie, bo w drzwiach jest za słona.  Skierował się w stronę innego pokoju. Po chwili znów wyszedł i na korytarzu spotkał Zarębską. Coś do niej mówił. W pierwszym momencie chciałem wyjść i go zawołać, jednak coś mnie powstrzymało.

“ Stój, jak ma coś ważnego, to przyjdzie jeszcze raz. Może po prostu, chce zobaczyć, jak wyglądają nasze pokoje.”

Teraz żałuję swojej decyzji. Skoro fatygował się w taką pogodę pół kilometra, to nie mogło być to coś błahego. Ah ju…


23:30


Zaraz zbieram się do spania. Będę musiał jeszcze pójść po Sylwka do 105. Mój brat zawsze tam przesiaduje. Chociaż, może sam przyjdzie? Nie, jednak chyba będę musiał po niego pójść. Zaremska będzie wrzeszczała. To nie Makara, która tylko potrafiła narzekać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz