piątek, 25 września 2020

30 sierpnia 1986

Sobota


10:15


I znów słoneczny rydwan wytoczył się na czyste błękitne niebo, którego brakuje nam już od kilku dni. Wiatr szumi gdzieś we włosach drzew, jakimi są konary tworząc z nich przeciwne fryzury. Pianie kogutów, gdakanie kur i ryczenie krów tworzy niezmienny, charakterystyczny koncert. To wszystko nadaje dzisiejszemu dniu swoisty kolor i niepowtarzalny nastrój.

I choć wiem, że to wszystko niedługo się skończy, nie przejmuję się tylko staram cieszyć wszystkim do woli.

Dzisiaj rano długo musiałem przekonywać i zmuszać się, by wreszcie przyjść na film. No, bo czymże jest taka mała przyjemność jak film, jeżeli człowiek nie spał dwie noce z rzędu a na trzecią położył się dopiero grubo po północy.

Sen jest potrzebny każdemu, nie można żyć bez niego. Musiałem zrezygnować z jednej przyjemności na korzyść drugiej. Nie mogę przecież przespać tych ostatnich dni które, pozostały mi z wakacji.

W chwilę po przebudzeniu uświadomiłem sobie, że wyjeżdżamy w niedzielę, czyli już jutro. Ruszamy jutro w południe, czyli zostało mi już tylko 25 godzin. Nie mogę ich zmarnować. Co robić?

Muszę zrobić coś, co będę dobrze wspominał, coś, co pozostanie w pamięci na dłużej. Może pójdę do lasu, przydarzy mi się jakaś dziwna przygoda, a później ją opiszę. Może spotkam czarownika albo piękną smukłą, niebieskooką blondynkę.

Może, może… zostawmy marzenia na boku. Trzeba znać granicę. Czasami mam problemy z odróżnieniem jej od rzeczywistości.

Rzeczywiście, mogę iść i zanurzyć się zielonym morzu drzew. Mogę spędzić ten ostatni dzień mojego letniego wypoczynku sam na sam ze sobą, z moimi myślami i bujną wyobraźnią, lecz takich dni podczas tego lata było bardzo dużo. Po co dodawać do nich jeszcze jeden?

Zresztą niedługo mamusia wróci z pracy i będzie się martwiła, że nie ma mnie w domu. Nie chcę jej tego robić. Zdaje się, że już powinna być. Nie przyjechała na 10:00, to pewnie będzie o 12:00. Dziewczyny, chyba już od 8:00, siedzą tam, na przystanku.

Wczoraj ja i Sylwek posprzeczaliśmy się trochę z nimi, a dzisiaj zwinęły mi skarpety. Widocznie były im potrzebne. No, ale czy można tak robić?

Piorę sobie skarpety, wieszam na sznurku, a rano, gdy jeszcze śpię, po prostu, je sobie biorą. Wiem. Na złość to pewnie zrobiły… łajzy jedne.

Mniejsza z tym. Chłopaki przed chwilą się tutaj władowali i zabrali siennik, na którym siedziałem. Nie mam do nich pretensji. To ich siennik, a konkretnie Sylwka. Ich prawo.

No nie, tego już za wiele. Coś mi się lepi i lepi… otwieram moje czerwone pudełko, w którym noszę mój dziennik, a tam wszystko wysmarowane klejem… linijka, ołówek, cyrkiel… Dobrze, że zeszyty były u góry, bo dopiero byłby ambaras.

To moja wina. Nie dokręciłem tego kleju. Trzeba będzie zrobić tu porządek.

Z domu dobiega stukanie młotka. To Sławek i Sylwek wbijają sobie łóżko. Przeprowadzają się do domu. Za zimno im tutaj spać na górze.

Ach… Nie o to chodzi. Przecież już koniec wakacji. Nie mieliby kiedy tego zrobić. Zdaje się, że będę musiał pójść w ich ślady.


12:35


Jestem na strychu.  Leżę na swoim łóżku, na wznak. W dachu, nad moją głową znajduje się niewielkie okienko. Całą jego powierzchnię ogarniam wzrokiem, bez konieczności poruszania gałkami ocznymi. Okienko jest przesłonięte folią tak, że oprócz słonecznego światła, nic przez nie nie widać.

Przez jakiś czas patrzę na nie. Później zasłaniam oczy dłonią. Co widzę?

Widzę okienko. Jest biało żółte. Taki złamany kolor. Ma czerwoną obwódkę o grubości połowy powierzchni całego okienka. Trwa to około 10 sekund. Powoli ramka staje się bardziej czerwona.  Wybarwia się soczystą czerwienią. Powierzchnia okienka natomiast staje się coraz bardziej żółta.

Nie mogę nasycić się tym pięknym widokiem. Czekam dalej. I co się dzieje?

Wszystko przechodzi w negatyw tego, co widziałem przed chwilą. Okienko staje się ciemnozielone, ramka żółta, a tło białe. Kolory nie zmieniają się na całej powierzchni jednakowo.

Żółć spływa powoli od prawej do lewej, ustępując miejsca zieleni. Zieleń początkowo jest jasna i żywa, a gdy zapełni całą powierzchnię, ciemnieje i wypełnia się.

Później wszystko powoli znika.  

A co się stanie, jeśli nie będę patrzył na okienko, tylko w inne miejsce? Spróbujemy zobaczymy.

Chłopie, czym ty się zajmujesz? Przecież to zabawa dla dzieci. Co tam, tak, może i tak. Może powinienem zająć się czymś poważniejszym, ale co mi zależy.

Chcę chociaż raz oderwać się od tego wszystkiego. Chcę zająć się czymś, co jest ciekawe i co mi się podoba. Nie będę przecież cały czas zwracał uwagę tylko na to, co wolno a co nie wolno co wypada a co nie wypada.

Mam to wszystko gdzieś.

Swoją drogą ta zabawa jest nawet bardzo interesująca. Na przykład nie miałem pojęcia, że można cokolwiek wiedzieć przy zamkniętych powiekach. Okazuje się, że tak. Jeżeli będziemy patrzyli w kierunku słońca, to przesuwając dłoń tuż przed zamkniętymi oczyma, wyraźnie będziemy ją widzieć. Oczywiście nie w kolorze.


16:00


No i pojechały. Spokój, cisza. Jestem całkowicie spokojny. Przyjechały i pojechały. Nie robiłem awantury. Dobrze, że najpierw wszystko przemyślałem. Po jakie licho z tak błahego powodu miałbym denerwować mamę. Nawet nie miałem powodu się denerwować. Od razu się przyznała, ale nie prosiła o przebaczenie. Ważna. Pouczyłem ją tylko. Trochę.

Dobrze, że dzisiaj wypłata. Weźmiemy sobie prowiantu do internetu. Te ceny mamę do reszty zrujnują. Kupiła trochę rzeczy dla dziewczyn do szkoły, m.in. buty, fartuchy i wydała 7000 zł.

Zostawiły jedzenie i znowu pojechały. Monika skarpety odda jak wróci. Powiedziała, że wybierze. Gdyby nie mamusia to bym ją zganił za ważniactwo. Co ona sobie myśli? Że co? Że będzie brała moje rzeczy, kiedy zechce i nic jej za to nie powiem? Mniejsza z tym.

Już niedługo imieniny mojego chrześniaka. No dopiero rok i 5 miesięcy, a już jest taki fajny. Dziewczyny już teraz jakiś prezent mu powiozły. Ja też będę musiał mu coś kupić.

Pojechały do Anki i nie wiadomo, czy dzisiaj wrócą. Sylwek przetopił nam smalec z cebulą i kiełbasą. Puszki z mielonką też bierzemy. Ciekaw jestem jak to będzie.


18:20.


Ale ciekawskich mam sąsiadów. Ledwie zdążyłem wyjść z domu z moją czerwoną walizeczką, a już stoją przy płocie. Pewnie podejrzewają, czy aby nie będę ścinał drzew. Są ciekawi co w niej noszę. Może piłkę do cięcia drzewa?

Jestem na skraju polanki, która znajduje się niedaleko domu. To jest moje ulubione miejsce. Spędzam tutaj wieczory. Jednak idę stąd, bo za dużo ludzi się tutaj kręci.


03:15


Jest spokojnie. Płynie muzyka. Jest cicho, mimo tej muzyki. Jesteśmy sami. Mama nie wróciła. Chłopaki śpią. Ja też idę spać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz