sobota, 12 września 2020

18 sierpnia 1986

Poniedziałek


09:20


Dzisiejszy sen też dobrze pamiętam. Śniło mi się, że przyjechałem do internatu po wakacjach. Mieszkałem w 207 na drugim piętrze. Wszedłem do pokoju, otworzyłem tapczan, a tam tyle rupieci. Jakieś przyrządy optyczne, lupy i inne. Zacząłem to wyjmować i przeglądać. Wtedy ktoś mi powiedział, że to są rzeczy tego kogoś, kto tu w wakacje mieszkał.


11:00


Od samego rana byłem zdenerwowany. Później pokłóciłem się z siostrami. Ostatnio jestem jakiś agresywny. Chciałbym coś zrobić, co pozwoliłoby mi się odprężyć, albo chociaż nieco uspokoić. Nie mam pojęcia co to mogłoby, by być.


20:10


Wczesny wieczór we mgle się nurza, która opadła na świat bladosinym mlekiem. Drzewa stoją w tej mgle rozmytymi kształtami, niczym ciemne posągi pod ponurym niebem.

Ta wielka polana jest zimną rosą okryta. Pozostawił ją ostatni deszcz, jeszcze nie jesienny, ale już nie letni. W tej mgle, pomiędzy mokrymi kępami trawy przeskakuje jakiś cień. Przyglądam się. Cień nieruchomieje. To zając. Wyszedł pod wieczór szukać pożywienia.

Z góry dobiega charakterystyczny szum. Podnoszę głowę. Dwa bociany lecą gładkim i spokojnym torem.

Szarość powoli zalewa wszystko wokoło. Coś ponownie każe mi spojrzeć na ziemię. To ten zając. Kica cicho, prawie bezszelestnie. Jest blisko mnie. Widzę białe plamki na jego uszach. Jest duży. Nie wierzę, jak to możliwe, że jeszcze mnie nie nie zauważył? Jest prawie na wyciągnięcie ręki. Znieruchomiałem, obserwuję. Lekko obracam za nim głowę. Jak gdyby nigdy nic ginie w pobliskich krzakach.

Znowu chwila ciszy.

Słychać jakiś tupot. Co to może być? Nagle wyskakuje ten zając, a za mim pies. Ha, ha... to nasz pies. Kundel podobny do jamnika. Śmiać mi się chce. Przecież go nie złapie. Jest zbyt ciężki, niezdarny. Zając nawet się nie sili na szybki bieg. Jakby się z nim bawił, robi długie lekkie skoki. Pies rezygnuje. Jeszcze chwilę udaje, że szuka go węchem. W końcu wraca w stronę domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz