Piątek.
Aniele stróżu.
Wiatr wstrząsał drzewem. Siedziałem patrzyłem w jeden punkt i rozmyślałem. W pewnym momencie poczułem coś takiego, jakby ktoś lekko kopnął w drzewo. Nie zwróciłem na to większej uwagi, nawet wtedy, kiedy to się drugi raz powtórzyło. Kiedy poczułem to po raz trzeci i czwarty, miałem wstać i zobaczyć co się dzieje. Nagle usłyszałem szelest. Wystraszony odsunąłem się nieznacznie. Spod spodu wyłoniła się czyjaś głowa. Zobaczyłem długie blond włosy. Później moim oczom ukazała się drobna uśmiechnięta twarz. Niebieskie oczy ledwie wyłaniały się spod długiej grzywki.
Poznałem ją. Od razu przypomniały mi się wydarzenia z poprzednich wakacji. To ta dziewczyna mnie śledziła. Chodziła za mną po lesie całymi godzinami. Przypomniało mi się, jak sprytnie ją wtedy przyłapałem. Nie zdążyłem jej wtedy nawet dobrze poznać. Rozstaliśmy się nagle, bez pożegnania. W jednej chwili przypomniałem sobie wszystkie fakty z tamtych wakacji.
Z trudem wygramoliła się na gniazdo i odetchnęła z ulgą.
-Nareszcie, - powiedziała, - trudno się tu teraz do ciebie dostać. Nie potrzebnie obcinałeś te gałęzie od dołu.
Patrzyłem na nią oniemiały.
-Cześć! - uśmiechnęła się, - Wiem, że jesteś w dobrym humorze, inaczej nie odważyłabym się tutaj wejść.
-Witaj Julio. W jaki sposób mnie tutaj znalazłaś? Aaaaa… mniejsza z tym. Tyle czasu się nie widzieliśmy. Co tutaj porabiasz? Z rodzicami przyjechałaś? - Zadawałem pytanie po pytaniu.
Byłem bardzo zaskoczony jej obecnością w tym miejscu. Wiele się chciałem dowiedzieć.
-Przyjechałam z rodzicami, ale wyjechali wczoraj. Do końca wakacji będę sama, - wyjaśniła.
Przesunęła się bliżej mnie.
-Co robię i jak się tutaj znalazłam… ha, ha, ha… - roześmiała się szczerze.
Patrzyłem na nią coraz bardziej zaskoczony.
-Wiesz… chyba tego ci nie powiem.
-Powiedz.
-Nie wygonisz mnie?
-Dlaczego miałbym cię wygonić?
-No dobrze, ale nie gniewaj się, - powiedziała poważnym tonem.
-Co się z tobą dzieje?
-Wiesz… śledzenie to dobra zabawa nie tylko na jedne wakacje.
Znowu się uśmiechnęła.
-Pamiętam, - odpowiedziałem z takim samym uśmiechem.
Popatrzyła na mnie jeszcze raz.
-Ale ja nie mówię o tamtych wakacjach.
Zdziwienia otworzyłem usta.
-Jak to? Ty wciąż mnie śledzisz?!
Znowu się roześmiała.
-Tak.
Nie uwierzyłem jej.
-Niemożliwe, chodzę tak cicho, że na pewno bym coś słyszał.
Pokiwała głową.
-Przez całe wakacje?
Jeszcze raz kiwnęła głową.
-Wiesz co? Wariatka z ciebie. Jak ty to robisz?
-Powiem ci jak… Twoje buty zagłuszają wszystko wokoło.
-No co ty opowiadasz?!
-Oczywiście. Tylko się im przyjrzyj. Mają twardą podeszwę. Nie zwracasz na to uwagi, bo już dawno się przyzwyczaiłeś. Popatrz na moje obuwie. Takie właśnie powinieneś nosić.
Kiedy to mówiła, wskazała na swoje stopy, na których znajdowało się coś w rodzaju skórzanych kapci.
-Ale fajne, gdzie to kupiłaś?
-Po co ci to wiedzieć? To moja sprawa.
Po chwili usiadła tuż obok mnie i delikatnie wsparła się na moim ramieniu. Była teraz zupełnie inna.
-Czy ty wiesz, że ja ciebie dobrze znam? - Zwróciła się do mnie szeptem. - Wiem co robisz, jaki masz codziennie humor, jak się zachowujesz gdy jesteś zdenerwowany… znam nawet twoją całą rodzinę. Nie doceniasz tego, że masz dobrą mamę.
Byłem coraz bardziej zaskoczony.
-Skąd ty tyle o mnie wiesz?
Spojrzała na mnie czule.
-Nie martw się, nikomu o tym nie powiem.
-Wierzę, ale…
Uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz.
-To nic trudnego. Wszystko przy pomocy zwykłej lornetki i kilku innych prostych urządzeń.
Ze zdziwienia otworzyłem usta.
-Chodziłam za tobą codziennie, obserwowałam cię uważnie.
-Codziennie?!
-Tak.
-Miałaś na to ochotę?
-Oczywiście.
-Ale dlaczego?
-Bo…
Nie dokończyła. Przytuliła się do mnie.
-Słucham?
-Bo cię…
Położyłem jej palec na ustach.
-Nie mów… wiem…
Patrzyła na mnie nieco zmieszana.
-To musisz o mnie naprawdę dużo wiedzieć… - powiedziałem chcąc zmienić nastrój.
Spojrzałem jej głęboko w oczy. Zdawało mi się, że posmutniała. Opuściła głowę.
-A ty?
Milczałem.
-Czy ty?
Nie potrafiłem wydobyć z siebie ani słowa. Ująłem jej twarz w swoje dłonie i pocałowałem delikatnie w usta. Wiedziałem, że muszę i ja to powiedzieć.
-Kocham cię, głuptasku ty mój.
Spojrzała na mnie i jakby dokończyła moje zdanie.
-Aniele stróżu…
Powiedziałem to tak, jakbym rzeczywiście był zakochany. Tymczasem to uczucie dopiero zaczynało się we mnie rodzić. Jeszcze nie byłem go całkowicie pewien. Widocznie to ona zaangażowała się bardziej. Miała na to więcej czasu. Poprzez te wszystkie obserwacje poznała mnie lepiej niż ja ją.
-Naprawdę, naprawdę?! Jestem taka szczęśliwa! - eksplodowała nagłym, niespodziewanym entuzjazmem.
Po chwili, jak szalona rzuciła się na mnie i zaczęła zbierać się ze mnie ubranie.
-Hej, hej... nie tak szybko! Poczekaj, - zatrzymałem się w pół drogi.
Niestety zdążyła już ściągnąć ze mnie z koszulę i sweter. Cały czas śmiała się radośnie.
-Ale dlaczego? - zapytała.
-Za chwilę przyjdą tutaj dziewczyny, - odpowiedziałem wyjaśniającym tonem.
Nagle spoważniała.
-Jakie dziewczyny? Przecież nikogo nie masz.
Przez ułamek sekundy zdawało mi się, że widzę w jej oczach łzy. Wziąłem ją za ramiona i delikatnie potrząsnąłem.
-To moje siostry, moje siostry... głuptasku.
-Aha, jak tak to dobrze, - wyrzuciła z siebie serdecznie się do mnie uśmiechając.
I znowu się zaczęło. Nie potrafię powiedzieć, w której chwili ona sama się rozebrała. Nie byłem na to przygotowany. Nie wiedziałem, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie miała jeszcze osiemnastu lat. Była jeszcze zbyt mało odpowiedzialna. Nie chciałem wyrządzić jej krzywdy. Nie wiem, co by się stało gdyby nie Monika i Justyna.
Później się dowiedziałem, że ona pierwsza usłyszała ich głosy. W tej chwili jednak nie zdradziła się ani jednym słowem. Dopiero gdy były bardzo blisko, zorientowała się, że swoim milczeniem popełniła wielki błąd.
Ledwie zdążyła się tylko jako tako przyodziać, a już moje siostry były pod dniem drzewa.
-Ciiii… siedź tu cicho i nie ruszaj się... dobrze? - wyszeptałem do niej.
Wystraszyła się i pobladła. Pomyślała sobie, że ją wydam.
-Jacek?! Obiad! Obiad ci przynieśliśmy, - usłyszałem z dołu głos Moniki.
Ostrożnie wszedłem z gniazda na gałąź obok. Dokładnie zamaskowanym wejście trawą. Po chwili zrzuciłem sznurek, na który zaczepimy torbę z jedzeniem.
-Jacek, Justyna chcę do ciebie wejść. Pomóż jej, - zawołała Monika.
“No to niewesoło” - pomyślałem.
-Nie chcę tutaj teraz nikogo! - krzyknąłem do dołu.
-No jak to?! Obiecałeś mi! - żaliła się Justyna.
-Może innym razem. W tej chwili piszę opowiadanie. Nie chcę, żeby ktokolwiek mi przeszkadzał.
-No dobra… zapamiętam to! - powiedziała zagniewanym tonem siostra.
Zawsze tak robiła, kiedy coś poszło nie po jej myśli.
-Jak mówię, że innym razem, to innym razem! - odpowiedziałem zdenerwowany.
-Tak tylko mówisz! Lepiej w ogóle nic nie obiecuj!
-Przecież mówię, że innym razem! Mam rewelacyjny pomysł, który chcę zrealizować. Wreszcie chcę coś dobrego napisać. Czy naprawdę chcesz mi przeszkadzać? Zresztą, jak będziesz poprawnie się zachowywać, to wieczorem ci to przeczytam.
Wciągnąłem jedzenie do góry. Słyszałem jak dziewczyny się oddalają.
-Chyba zrezygnowała, - powiedziałem półgłosem w stronę gniazda.
Zajrzałem do środka, a Julii już nie było. Rozejrzałem się wystraszony i zdezorientowany.
Gdy szelest kroków oddalających się sióstr ucichł, moja towarzyszka, z głośnym wstrząsem, zeskoczyła z gałęzi powyżej.
-Schowałam się na drugiej kondygnacji, - powiedziała. - Czas na mnie. Zmykam. Do jutra. Cześć!
I już jej nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz