piątek, 4 września 2020

11 sierpnia 1986

Nie wiem co się ze mną dzieje. Wczoraj położyłem się spać o 23:00, wydawało mi się, że powinienem spać dość dobrze, ale nie. Oczywiście przez pierwsze dwie godziny mój sen był głęboki, ale w ciągu dwóch kolejnych był bardzo płytki i przerywany. Obudziłem się o 03:05 i za żadne skarby nie mogłem zasnąć. Ubrałem się więc i przyszedłem do kuchni. Tutaj nikogo nie ma, więc mogę spokojnie sobie posiedzieć.

Zastanawiam się, dlaczego nie mogę spać, przecież wczoraj byłem taki zmęczony. Bolała mnie głowa, plecy, chyba miałem gorączkę. Dlaczego w tak krótkim czasie doszedłem do takiego stanu, w jakim obecnie jestem? Czuję się dobrze, ból głowy ustąpił, gorączki też nie ma, ale spać nie mogę.

Teraz o tym bólu pleców. Odczuwam go od wczorajszego ranka. Boli tak, jak przy częstym schylaniu. Sylwek mówi, że to mięśniobóle, kiedyś też coś takiego miał. Poradził, żebym poszedł z tym do lekarza.

Aha, odnośnie tych różnych chorób: wczoraj Sławek czuł się podobnie jak ja. Tylko że on chyba miał większą gorączkę. Ja nie wiem ile miałem, nie mierzyłem. Udawałem, że czuję się dobrze. Nie chciałem martwic mamy. I tak miała dość zmartwienia przy Sławku.


* * * 


Ciągnie powoli, ciągnie z daleka

Moc wielka, dzika, która odwleka,

By dać ci szansę i trochę czasu.

Już nie uciekniesz przed nią do lasu.

On daje spokój i zapomnienie,

Ale pozwala ci na myślenie.

Zerwij ze strachem i rozmyślaniem,

Bo już zostałeś straszliwym draniem!

Chcesz pogorszyć swą sytuację,

Zawsze myśląc, że ty masz rację?

Ty jesteś dobry, nikt inny więcej,

Zawsze oszczędzasz swe własne ręce.

Ciebie wciąż krzywdzą, ciebie wciąż biją,

ciągle pod tobą dołki wciąż ryją.

Ocknij się chłopie, puknij się w głowę,

I skróć już wreszcie swą drętwą mowę!


* * *


Ciemna moc krąży w rudej zawiści,

Żadne marzenie ci się nie ziści,

Za dużo myślisz, robisz za mało,

Trzeba przebojem w życiu iść śmiało.

Zginiesz wśród ludzi kruszyno mała.

Miłość w twym życiu szczęście by dała,

Wiatr dziki ciągnie z wielkiej przestrzeni,

Jednak w twym świecie nic się nie zmieni,

Nic, co by mogło dać tobie spokój.

Wielkiej nadziei w uczuciach nie lokuj.

Zginiesz w przestrzeni wielkiej, bezdennej,

Jak nie porzucisz miłości sennej.


* * * 


Wielki korytarz smutkiem podszyty,

Idzie nim człowiek czegoś wyzbyty,

Idzie powoli, w sercu ma żal,

Patrzy daleko, gdzieś w siną dal.

Ktoś go zostawił z bladą niemocą,

Ktoś uknuł spisek przed nim tą nocą,

Ktoś wykradł chytrze sercu najbliższą.

Czeka na kogoś, kto mu pomoże,

Siedzi więc cicho w swej dzikiej norze.


* * * 


Płynie po niebie biały obłoczek,

Kłębi się zwija, jak mały loczek.

Szumi zefirek, zapachy znosi,

Lekkim powiewem szept twój przynosi.

Słyszę już dobrze twój szczebiot miły,

Dziś nasze serca żywiej zabiły,

Twe oczy błyszczą, jak świeża rosa

I wciąż przede mną stoisz znów bosa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz