15:20
Dziś rano pojechałem po zakupy. Teraz wybieram się do kina na film pt.: "Gry wojenne". Właściwie jedziemy we trzech.
23:50
Na początku byłem przekonany, że będzie to kompletny niewypał, że całe to spotkanie się nie uda (oczywiście dla mnie) tak, jak było z weselem siostry. Jednak, w głębi duszy pragnąłem, by właśnie w tym dniu coś się wydarzyło, coś ważnego, coś, co mogłoby wreszcie zmienić moje życie.
Do tej pory byłem zamknięty w kręgu własnych spraw. Dlatego przed każdym większym wydarzeniem rodzinnym miałem nadzieję, że i w moim, małym światku coś się zmieni.
Za każdym razem, jednak następowało rozczarowanie i moje nikłe nadzieje rozwiewały się z wiatrem, prozy dnia codziennego. Bałem się by tym razem tak się nie stało.
W takim nastroju, w niedzielę przed południem jechałem na chrzciny siostrzeńca. Wybieraliśmy się całą rodziną.
Nie będę opisywał całego wydarzenia, bo to nie miałoby sensu. Opowiem tylko o tym, co dotyczyło, bezpośrednio mnie.
Od pierwszych chwil nie wszystko dobrze się układało. Po dotarciu do Łochowa okazało się, że nie mamy dalszego połączenia autobusowego. Miałem jeszcze kupić coś mojemu chrześniakowi, ale też nic z tego. Kioski pozamykane, niedziela. Sylwek i Sławek rzucili propozycję, by iść na okazję. Nie wszyscy na to przystali. Poszli we dwóch. Po chwili do nich dołączyłem. W końcu okazało się, że zasuwamy wszyscy.
Szliśmy i szliśmy, ale jakoś żaden samochód nie chciał się zatrzymać. My, we trzech byliśmy na przodzie, mama i siostry daleko z tyłu. Opuściliśmy wreszcie miasto. Tu z kolei było mniej pojazdów. Gadaliśmy, żartowaliśmy, w końcu przestaliśmy zwracać na nie uwagę.
Nagle ktoś machnął i coś się zatrzymało. Pojechaliśmy, ale nie do końca. Trzeba było dojść piechotą.
Weszliśmy, przywitaliśmy się. Nie wszystko było jeszcze gotowe. Każdy był czymś zajęty. Nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Siedliśmy w cieniu przy stoliku i cierpliwie czekaliśmy.
Było tak gorąco, że każdy rozebrany był "do rosołu", jak to ujął jeden z gości. Wtedy to właśnie zobaczyłem pewną dziewczynę.
Oczywiście widziałem ją już wcześniej, ale nie zwracałem na nią większej uwagi. Teraz jednak wywarła na mnie takie wrażenie, że nie mogłem oderwać od niej wzroku. Gapiłem się i gapiłem, aż zrobiło się mi głupio.
W końcu postanowiłem, że nie będę tego robił. Za którymś razem nawet się udało.
Był upał, trzydzieści stopni. Obok płynęła rzeka. Płytka, ale nurt był szybki a woda zimna. Poszliśmy się wykąpać.
Wcześniej wszyscy, prawie, no bo my zostaliśmy, pojechali do kościoła. Została i ona. Miała na imię Dorota.
Kiedy wróciliśmy znad rzeki, siedliśmy znowu przy tym stoliku, a ona podeszła i spytała, czy nie chcemy herbaty. Wtedy jeszcze wszystkich trzech traktowała nas jednakowo.
Później poszliśmy za stoły. Potraw było dużo, ale ja prawie nic nie ruszyłem. Nie wiem dlaczego. Być może czułem się nieswojo wśród tych ludzi. Każdy opychał się ile tylko mógł.
Część oficjalna została zakończona, wreszcie mogłem odejść od stołu. Dopiero teraz goście zaczęli się czuć swobodnie i dokazywać.
Chciałem jej unikać, a wychodziło odwrotnie. Niewiele o niej wiedziałem. Tyle tylko, że ma na imię Dorota i mieszka w Wołominie. Za każdym razem, gdy obok niej przechodziłem ciepło się uśmiechała. Robiłem to samo. Chociaż tego nie planowałem, zawsze usiadłem tak, że ją widziałem.
Z nastaniem wieczoru goście rozleźli się po całej posesji i okolicznych ścieżkach.
Co poniektórzy pozostali przy stole i pili. Najwytrwalsi byli tam jeszcze grubo po północy. Słychać było śmiechy i dobrą zabawę. Zostałem na noc tylko dlatego, że ona tam była. Gdyby nie jej obecność cała impreza byłaby do kitu.
W którymś momencie zawołała mnie. Zrobiła mi herbatę i poprosiła bym usiadł obok niej. Zrobiła mocną, taką, jaką lubię. Usiadła i zaczęliśmy rozmawiać.
Dowiedziałem się o niej wielu rzeczy. Najważniejsze, jednak było to, że ma dopiero trzynaście lat! W tym roku zdała do siódmej klasy. Nie mogę w to uwierzyć. Wygląda na starszą, o wiele starszą. Od razu zacząłem na nią inaczej patrzeć, zwiększyłem dystans.
"Chłopie, toż to małolata! Zostaw ją w spokoju. Jeszcze, niepotrzebnie zawrócisz jej w głowie." - Myślałem spacerując na rzeką. Długo jednak to nie trwało.
Wróciłem i do wieczora było tak: porozumiewawcze spojrzenia, uśmiechy, półsłówka, gesty. Nie mogłem się jednak zdobyć na nic więcej. O dziwo zdawała się to rozumieć i całkowicie wystarczać.
Późnym wieczorem Monika, Justyna i mamusia pojechały do domu. Ilość gości znacznie stopniała. Kilku zawodników z rodziny szwagra jeszcze trzymało się ostro przy stole. Wzmocnieni sporą dawką gorzałki śpiewali, rzucali ostrymi żartami i pokrzykiwali.
Noc miała wyglądać ciekawie. Mieliśmy spać na sianie w stodole u brata szwagra - Mirka. Dostaliśmy koce i kołdrę. Ktoś nas odprowadził do sąsiedniego gospodarstwa. Ktoś inny pokazał naszą sypialnię.
Była tam Dorota. Zgasili światło i poszli. Nie mogłem zasnąć. Mimo nocy było nieznośnie gorąco, do tego to siano, które wciskało się wszędzie. W końcu jednak zasnąłem.
Obudziłem się na gołym sianie, a właściwie w sianie. Byłem zagrzebany. Rano jakoś mi to nie przeszkadzało. Temperatura na dworze znacznie się obniżyła. Pewnie zrobiło mi się zimno.
Wróciliśmy sami, to znaczy bez eskorty. Trochę poczekaliśmy, bo gospodarze jeszcze spali. Ci, co wczoraj dali w palnik, dziś jeszcze byli niesprawni. Złazili z posłań na czworakach. Dziwne, co alkohol wyprawia ze zdawałoby się całkiem normalnymi ludźmi.
Zjedliśmy śniadanie i wróciliśmy. No ale to już osobna historia. Powiem tylko, że też nietypowo. Myślę, że impreza nie była całkiem do kitu. W sumie byłem zadowolony. Nawet bardzo. Mam nadzieję, że nie tylko ja. Myślę, że Dorota też o tym, przez jakiś czas, nie zapomni. Taką mam nadzieję.
Wracaliśmy Liwcem, po kolana brodziliśmy w wodzie. Wyszliśmy na Laskach, koło Kamionnej. Nie miałem pojęcia, że tą stroną jest tak blisko. Z Kamionnej przyjechaliśmy autobusem.
Myślę. Czy Dorota, tego co zaszło nie potraktuje jak żart. Ot, zabawiła się kolesiem. No i mogą być plotki. Przecież to jakaś rodzina, siódma woda po kisielu, ale jakaś tam…
Jutro wybieramy się na pogorzelisko, robić porządki. Obawiam się, że to nie wypali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz