niedziela, 16 sierpnia 2020

23 lipca 1986

O 9:30 obejrzałem film. Obudzili mnie bracia. Oni wcześniej wstają, bo na strychu dłużej niż do 9:00 nie da się spać. W słoneczne dni dachówki się tak nagrzewają, że robi się tam istny piekarnik. Jeszcze tak piąte przez dziesiąte obejrzałem program Domator i film dla drugiej zmiany.
Później mama i siostry poszły do lasu na jagody, a my mieliśmy posprzątać w domu. Chłopaki zajęli się swoją robotą i w końcu sam posprzątałem. Po porządkach wybrałem się do mojego gniazda. Popracowałem trochę nad jego wzmocnieniem. Wykombinowałem, jak zrobić ściany. Dach już mam. Nie będzie to takie trudne. Potrzebne będą długie żerdzie.

Już miałem zabrać się do pisania, kiedy przyszła mamusia. Przyniosła zupę i herbatę. Sprawiło mi to wielką radość. Przyznam się, że byłem bardzo zdziwiony. Nie spodziewałem się, że ktokolwiek może przynieść mi jedzenie pod sam nos. Nie byłem na to przygotowany, tym bardziej że przed wyjściem z domu najadłem się do syta.

Zjadłem, napiłem się, oddałem naczynia i podziękowałem. Mam wspaniałą mamę.


I znów przybyłaś przeklęta zjawo,

Cieszysz się u mnie niedobrą sławą.

Anielska piękność, diabelska dusza,

Do dziwnych myśli co dzień mnie zmusza.

Co się tak patrzysz, nic nie zrobiłem,

Tylko dziś w nocy o tobie śniłem.

Oczu twych szafir błyszczy tak pięknie,

Że pod ich wpływem każdy chłop zmięknie.

Włosy jak welon pięknie falują,

Myśli ci śliczny uśmiech malują.

Cóż jeszcze trzeba tak pięknej damie?

Dlaczego swój czar rzuciłaś na mnie?

Ten jasny błękit w żywej zieleni,

Na twojej sukni w słońcu się mieni,

A cała odzież tak bosko leży,

Że sama piękność od ciebie bieży.

Bo takie zgrabne jest twoje ciało,

że wszystko tobie by pasowało.


Chwilę później


Późno już, ciemno. Południowy wiatr niesie z sobą ciepło. Fajnie by się tu spało: świeże, pachnące powietrze, szum lasu. Przyjemnie, do domu nie chce się wracać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz