poniedziałek, 17 sierpnia 2020

24 lipca 1986

 00:40


Położyłem się wieczorem, ale w żaden sposób nie mogłem się zmusić do snu. Noc jest piękna, księżycowa. Minionego dnia wszystko mi się układało. Teraz słucham „Muzyki nocą” i wciąż nie jestem senny.

Fajna przygoda mi się przytrafiła. Akurat byłem na gnieździe, kończyłem pisać i miałem się zbierać do domu, kiedy coś niespodziewanie skoczyło mi na głowę. Myślałem, że to gałązka i potrząsnąłem głową, aby ją z siebie zrzucić. Ta dziwna rzecz uparcie się jednak tam trzymała. Chwyciłem ręką.

Jakież było moje zdziwienie kiedy zorientowałem się, że to coś się rusza. Zajmowała całą garść i mocno się szarpała. Otworzyłem dłoń i ujrzałem wielkiego, zielonego świerszcza. Tak ogromnego jeszcze nie widziałem. Miał ponad 10 cm, był ciemnozielony, miał duże skrzydła i mocne kleszcze.

Obejrzałem go dokładnie i puściłem. Na początku chciałem go zabrać do domu, ale pomyślałem sobie, że może mu się to nie spodobać.


06:20


Oj ta dzisiejsza noc. Wcale nie spałem. Siedziałem na łóżku i pisałem, kiedy Monika zaczęła jęczeć. Mamusia powiedziała, że to wyrostek. Trzeba było wezwać pogotowie. O trzeciej w nocy szliśmy do telefonu. Przyjechała karetka. Zabrali ją. Powiedzieli, że to tylko zatrucie żołądka. Mama o 05:00 pojechała do pracy.

O 08:00 mam iść do sklepu po chleb.


12:35


Jestem w lesie. Jest bardzo ciepło, ale chmury zasłoniły niebo. Robi się parno. Coś mi się wydaje, że będzie padać. Na razie sobie piszę. Później zabiorę się do budowy gniazda, o ile nie będzie padać.


14:50


No i popadało. Ledwie wszedłem do domu, a zaczęło grzmieć. W chwilę późnej lunął rzęsisty deszcz. Widoczność ograniczyła się do kilku metrów, pioruny waliły jeden po drugim. Staliśmy w otwartych drzwiach i patrzyliśmy. Dawno nie było takiej burzy.

W pewnym momencie Sylwek rzucił:

-Chłopaki chcecie wziąć prysznic?!

-Dobra, ale poczekaj, za dużo grzmi, - odpowiedziałem.

-Teraz albo nigdy! - krzyknął.

Rozebraliśmy się do kąpielówek i wyskoczyliśmy. Sławek został w sieni i przyglądał się.

-Jak fajnie, jaki ciepły ten deszcz! - cieszył się Sylwek.

Zmoczyło nas w kilka sekund. Staliśmy tak z twarzami uniesionymi ku niebu, a tu nagle jak nie błyśnie, jak nie rąbnie! Trzask był tak głośny i suchy, że na chwilę straciliśmy słuch. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się w domu. Śmieliśmy się jak wariaci.

Było nam mało. No to znów wyszliśmy, znów walnęło i znów do sieni. Niby byliśmy przygotowani, ale jakoś za każdym razem mieliśmy pietra. Zabawa była świetna. Powtórzyliśmy to jeszcze raz.

W końcu deszcz ustał i rozrywka się skończyła. Woda z podwórka spłynęła błyskawicznie do dziury, którą Sławek kiedyś wyrył. Poza tym pochmurno i mokro. Nie wygląda na to, żeby to się miało jakoś zmienić. Jednak spełniły się prognozy synoptyków.


20:45


Ciągle pada i pada. Szybko się ściemniło. Jutro pewnie będzie podobnie... tylko co ja będę robił w taką pogodę? Dziś wieczorem posiedzę sobie, nie będę spał. Teraz leci film, kryminał. Oglądałem rano, niezbyt ładny. Mama wróciła o 17:00. Sprzedała jagody po potrójnej cenie. Zrobiła spore zakupy. Teraz poszła na górę i śpi. Tylko my we trzech oglądamy telewizję. Sylwek będzie mył głowę.


21:35


W telewizji festiwal w Opolu. Sylwek właśnie myje głowę.


23:45


Tylko Sylwek poszedł spać, reszta na nogach. Trochę czuję już zmęczenie, ale trzymam się nieźle. Program w telewizji się skończył.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz