piątek, 7 sierpnia 2020

12 lipca 1986

Idę gęstym lasem. Korony drzew szumią nad głową. Na dole  piekło. Pełno suchych gałęzi i krzaków: sterczą, zwisają, jedno na drugim. Trudno się przedrzeć, jako po kataklizmie. Najwięcej suchych jałowców, jeden od drugiego nie więcej jak pół metra. 

Idę w kierunku brzezinek, już niedaleko. Jeszcze trzeba zrobić zakole lub przejść przez kupę suchych gałęzi. 

No i wyszedłem na małą polankę, nie daleko szerokiej drogi. Ale jakiej drogi? Pierwszy raz tu jestem. 

E tam, zostawmy tę drogę. Idę dalej w wyznaczonym kierunku. 


23:45


Dziwnie się czuję. Mam mętlik w głowie. Do kina nocnego piętnaście minut. Chce mi się spać.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz