To już poniedziałek. Nie zmrużyłem oka. Pisałem opowiadanie. Najlepiej pisze mi się nocą. Myślę, że do rana napiszę drugie. Być może wszystkie znajdą się w tym zeszycie. Chociaż nie wiem, zobaczę. Wszyscy się dziwią, dlaczego tak późno chodzę spać.
No i napisałem. Mam niesamowitą frajdę przy pisaniu opowiadań. To jest chyba najlepsze, jakie do tej pory napisałem.
03:25
Dopisałem jeszcze trochę. No ale teraz można powiedzieć, że już skończyłem. Bardzo intymne jest to opowiadanie. Nie wiem, czy ośmielę się tu je umieścić. Nareszcie napisałem to, co już dawno chciałem napisać. Teoretycznie to opowiadanie mógłbym przedłużyć o drugie tyle, jednak nie wiem, czy dziś uda mi się tego dokonać.
05:10
Pod koniec pisania trochę mi się poplątało. No ale nie ma się co przejmować, po prostu nie napiszę zakończenia. Może będzie ciekawsze? Doszedłem do wniosku, że jednak najlepiej jest pisać mi nocą.
Wszyscy jeszcze smacznie śpią i tak będzie do dziewiątej.
Gdzieś w ciągu dnia
Obudź się.
Było gorąco, żar płynął z nieba a z czoła pot. Szedłem wśród zbóż, moje gardło było wyschnięte na wiór. Droga wiodła hen przez pola.
W pewnym momencie w ostrych promieniach słońca dostrzegłem postać. Chociaż nie byłem pewien, czy dobrze robię, wykonałem jeszcze kilka kroków. Ostrożność nakazywała zatrzymać się, jednak ciekawość ciągnęła mnie do przodu. Jakaś myśl nakazywała mi bym został, więc zawahałem się minutę czy dwie. W końcu nie wytrzymałem i zbliżyłem się ostrożnie.
„Któż to może być? Sylwetka szczupła, dość niska, na oko delikatna... Czyżby dziewczyna?” - dedukowałem.
Powoli się odwróciła i dopiero teraz zobaczyłem ją w pełnej krasie. Nie mogłem wyjść z podziwu. Miałem przed sobą anioła. Chociaż nie, może inaczej, to był anioł i diabeł w jednym ciele. Miała jasne jak len, długie do pasa włosy i czoło przykryte mleczną grzywką. Natomiast jej oczy powalały błękitem nieba i jakiś dziwny blask z nich bił. Nie mogłem oderwać od nich wzroku.
„Muszę przyjrzeć się jej dokładniej”, - pomyślałem.
Podszedłem i gapiłem się. Miała mały, lekko zadarty nosek, usta pełne, jednak nie za duże, z rysunkiem nieco naiwnego, lecz pociągającego uśmiechu.
Od samego początku pewien szczegół nie dawał mi spokoju, mianowicie jej twarz była blada, tak blada, jakby nigdy nie dotarło do niej słońce. Chociaż, z drugiej strony, bardzo mi się to podobało. Ta bladość wyrażała niewinność i skromność.
Tak czy inaczej, wciąż patrzyłem. Nieco niżej malowała się długa wręcz łabędzia szyja. Dziewczyna nie była bardzo niska, jak mi się na samym początku zdawało, ale za to bardzo szczupła. Pod lekką, zwiewną sukienką rysowały się nieduże jędrne piersi. Na jej talii zapięty był pasek, przez co wydawała się jeszcze szczuplejsza.
Spojrzałem na jej nogi, były zgrabne, jak u Wenus. Zawirowało mi w głowie.
-Ależ mam piękny sen... - mruknąłem do siebie.
-Ależ nie śpisz, - odpowiedziała delikatnym głosikiem, - to dzieje się naprawdę.
-Niemożliwe, na pewno jesteś zjawą, - bąkałem z niedowierzaniem.
Uśmiechnęła się serdecznie.
-W takim razie dotknij mnie, - powiedziała.
-Boję się, - stęknąłem odczuwając rzeczywisty lęk.
W tym samym momencie wyciągnęła swoją bladą, delikatną dłoń.
-Rzeczywiście nie jesteś duchem, - odpowiedziałem z uśmiechem.
Czułem przyjemny ciepły uścisk. Trzymała mnie za rękę a ja byłem w zbyt osłupiały, by zrobić choć jeden ruch. Miałem kompletny mętlik w głowie, nie mogłem na nic się zdecydować. Jedynie mój wzrok wykazywał jakie takie oznaki życia. Błądził między jej twarzą a piersiami.
Znów się uśmiechnęła. To był taki miły serdeczny uśmiech. Nie wypuszczając mojej dłoni przysunęła się i założyła drugą rękę na moją szyję. Staliśmy tak przez chwilę.
-Chodźmy stąd, - odezwała się melodyjnie.
Chociaż byłem świadomy faktu, że sytuacja jest dziwna i niecodzienna, nie byłem w stanie się przeciwstawić. Nie wiedząc dokąd zmierzamy, ruszyłem za nią.
Nagle, zupełnie bez powodu poczułem się bardzo dziwnie.
-Co się dzieje? - spytałem patrząc na anioła, który zdawał się prowadzić mnie do samego raju.
Po chwili oniemiałem z wrażenia. Dziewczyna stawała się półprzezroczysta. Jakby rozwiewała się z wiatrem, który nagle się zerwał. W minutę później już jej nie było, ale działo się coś jeszcze dziwniejszego. Cały otaczający nas świat zaczął znikać. W tym samym momencie ktoś mocno szarpnął mnie za ramię.
-Obudź się, obudź, słyszysz!!!
Otworzyłem oczy.
-Skąd się wzięłaś? - spytałem zaskoczony.
Siostra spojrzała na mnie tak, jakby za chwilę miała mnie zabić.
-Nie denerwuj mnie! Jest odpust, za chwilę zjadą się goście, a ty jeszcze śpisz!
Przez otwarte okno promienie słońca zalewały mi twarz, w pokoju panował niesamowity przeciąg.
Nieco później
Do zobaczenia Klaudio
Przez cały dzień mnie myśli o tym dziwnym śnie. Przypominał mi się każdy szczegół i nie byłem pewien, czy to aby na pewno był sen. Chociaż z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, że takie podejrzenia są niedorzeczne. Przecież obudziłem się w swoim, własnym łóżku. Nie mogłem być na polu i nagle znaleźć się u siebie w domu.
No tak. Jedno tylko mnie dawało mi spokoju. Powiedziała, że to na pewno nie jest sen. Ciepło jej dłoni było tak realne, tak rzeczywiste, że jeszcze teraz je czułem.
„Uspokój się, bo zwariujesz. Sny mogą być bardzo różne.” - powiedziałem w końcu do siebie w myślach.
Leżałem już w łóżku, głowa mi ciążyła a oczy same szukały odpoczynku.
Najpierw pojawiły się dziwne obrazy, całkowicie pozbawione sensu. Po chwili jednak wszystko zmieniło się nie do poznania. Znów byłem wśród złocistych łanów żyta i pszenicy. Słońce prażyło a zapach dosychających kłosów przenikał moje nozdrza. Pamiętałem dokładnie poprzedni sen i dziewczynę, która mnie w nim odwiedziła. Więc jak mogłem śnić? Gdzie w takim razie byłem? Chciałem się nad tym głębiej zastanowić, lecz nie miałem sił na myślenie. Nie chciało mi się z tym kłopotać.
Ruszyłem przed siebie. Czułem, że muszę ją zobaczyć także i dziś. To było silniejsze ode mnie. Szedłem przed siebie tą piaszczystą, rozjeżdżoną przez furmanki drogą, wypatrywałem. Nic, tylko same złote, lśniące, falujące łany. „Czyżby jej nie było? Nie. Musi tu być, przecież czuję to.”
Szedłem dalej, spokojnie, bez pośpiechu. Byłem pewien, że nie śpię. To przekonanie było tak silne, że nie czułem potrzeby, by w nie wątpić. Wiedziałem jednak, że nie znajduję się na Ziemi. To nie był nasz świat, to nie był świat, który znałem. Niby te same pola, to samo słońce... nie, nie to samo, lecz takie samo, a to różnica.
Szedłem przed siebie i nie widziałem końca tych pól. Nie było ani jednego domu, komina, dachu... nie było też jej. Już zacząłem mieć wątpliwości, kiedy nagle gdzieś z boku usłyszałem jej dźwięczy, melodyjny głos:
-Tutaj jestem, chodź do mnie!
Poszedłem. W tej chwili nic innego zrobić nie mogłem. Po kilku krokach ukazała się moje piękna, dziwna nieznajoma. Tak jak poprzednio uśmiechała się ciepło.
-Mój kochany, jedyny, - powiedziała patrząc prosto w moje oczy.
-Kim jesteś? - spytałem.
-Przecież wiesz.
Zdjęła z szyi niebieski, półprzezroczysty wisiorek i delikatnie włożyła mi go w dłoń.
-Co to? - zadałem kolejne pytanie.
-Tak się odnajdziemy. Noś go przy sobie. Jeśli zapragniesz widzieć spójrz na niego... a teraz żegnaj, mój czas się kończy.
-Kim jesteś?
- Nie pytaj.
Po chwili zaczęła rozpływać się jak mgła. Coś ścisnęło mnie w gardle, miałem wrażenie, że jej już nigdy nie zobaczę. Patrzyłem na nią, dopóki nie znikła całkowicie.
Po chwili zapadła ciemność, zamiast szumu wiatru dotarł do mnie szum telewizora. Sen prysł. Leżałem jeszcze z zamkniętymi oczami chcąc zapamiętać widok jej twarzy. Widziałem ją nie uśmiechniętą, lecz smutną i zamyśloną. Taka we mnie pozostała.
-Co ty masz na szyi? - spytała siostra, kiedy zacząłem się ubierać.
-Co?
-Nie udawaj. To! - wskazała palcem.
Kiedy spostrzegłem niebieski wisiorek serce mi zamarło. „Jak to możliwe?”
-To?
Siostra patrzyła na mnie podejrzliwie.
-Co ci?! Mówisz, jakbyś wrócił z innej planety.
-Znalazłem.
-Ta... już... gdzie? Pokaż, ładny.
-Zostaw.
Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Nic nie mów. Dostałeś od dziewczyny.
-No... tak, tak od dziewczyny, - powiedziałem dziwnie zmienionym głosem.
Popatrzyła na mnie jeszcze raz i dodała:
-Jak to się stało, że wczoraj tego nie zobaczyłam?
-Nie mam pojęcia, - mruknąłem.
Bardzo się ucieszyłem, że właśnie w ten sposób zakończyła się ta rozmowa. Moja siostrzyczka jest dociekliwa i gdy zacznie podejrzewać, że coś przed nią ukrywam, będzie mnie ciągnęła za język, aż wszystkiego nie wyśpiewam. Nie mam pojęcia, jak bym jej wytłumaczył to, co mi się przytrafiło, przecież sam jeszcze nie mogłem w to uwierzyć.
Wisiorek schowałem pod koszulę i nie wspominałem o nim więcej. Po obiedzie poszedłem do lasu. Wziąłem go do ręki, chciałem tylko mu się przyjrzeć.
-Kim jesteś? Skąd przybywasz, piękna nieznajoma? Dlaczego nie mogę przestać o tobie myśleć? - powiedziałem na głos.
Obracałem kamyk w palcach i w którymś momencie odruchowo potarłem. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zamiast błyskotki zobaczyłem jej śliczną buzię. Moja radość była trudna do opisania.
-Jesteś, - wyrwało się z moich ust.
-Witaj, - odpowiedziała cicho.
-Uśmiechnięta, jak w moim śnie, - dodałem.
Patrzyła w moje oczy.
-Teraz mogę odpowiedzieć na twoje pytania, - zaczęła.
-Moje pytania? - Jakby wyrwała mnie ze snu, - ...ach tak, tak, proszę.
-Jestem sama w swoim świecie, ty jesteś sam wśród ludzi...
-Sam? Mam rodzinę…
-Wiem, ale czujesz się samotny. Znam i kocham cię od dawna. Mimo że o tym nie wiedziałeś, to jednak czułeś to w głębi serca, prawda? Jesteś taki jak ja. Myślałeś, że jestem tylko twoim marzeniem, ale ja istniałam naprawdę.
-Nie rozumiem…
Przerwała mi.
-Posłuchaj, mamy wspólną moc, ale nasza moc jest jak dwie połówki jabłka. Tylko razem jest coś warta. Oddzielnie nic nie znaczy.
-Moc? O czym mówisz?
-Mamy misję do spełnienia.
-Misję? Jaką?
-Na razie nie mogę powiedzieć.
-Dlaczego?
-To by mnie zabiło. Muszę iść. Pamiętaj o mnie.
-Jak masz na imię?
Powoli zaczynała znikać.
-Klaudia, - usłyszałem cichutkie tchnienie już jak jej nie było.
-Do zobaczenia Klaudio, - powiedziałem do niebieskiego kamyka.