poniedziałek, 20 marca 2023

29 sierpnia 1989

Wtorek


13:50


Dość mocno wieje. Nie jest zbyt ciepło, ale też nie za zimno. Po niebie ciągną ciemne, ciężkie chmury, ale nie tworzą zwartej masy. Powietrze jest świeże, ostre, zjonizowane. Cały wczorajszy dzień padał deszcz. Dzisiejsza noc była pogodna, dlatego dzisiaj jest dosyć ciepło. To wszystko robi wrażenie wiosny lub jesieni, ale na pewno nie lata. Drzewa są jeszcze całkowicie zielone.

Jesteśmy sami w domu. Mama i Justyna w Warszawie. Miały wrócić około 12:00, ale jakoś ich nie widać. Monika bierze swoje rzeczy, Sylwek grzebie w swoich rupieciach, a ja szwędam się z kąta w kąt po posprzątaniu pokoju.

Wczorajszej nocy śniło mi się, że posiadałem zdolność telekinezy i mogłem przenosić przedmioty w powietrzu. W sumie przyjemny sen. Dzisiejszej nocy znowu powrócił koszmar, który nawiedza mnie systematycznie co jakiś czas. Dawno go nie było, ale wrócił. Jeszcze inny dzisiejszy sen był o tym, że ktoś chciał podpalić nasz dom. I śniło mi się też o tym, że robotnicy, którzy remontowali ulicę myśliwską, wycięli krzaki, które osłaniają nasz dom. Rosną poza rowerem. Było widać to, co dzieje się na naszym podwórku. 

Zastanawiam się tylko, czy te sny w ogóle coś znaczą. Wątpię. One też stały się nijakie i bezbarwne.

Byłem w Łochowie. Pobrali mi krew na WR. Odbiór wyników za tydzień w czwartek.

Podświadomie obawiam się pracy, którą mam podjąć. Jest jeszcze tyle do załatwienia. Nawet jak ją podejmę i wszystko będzie gotowe, nie mam pojęcia, jak się będę czuł w roli etatowego pracownika. Praktyka czy OHP to zupełnie coś innego. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz