Poniedziałek
4:40
Stacja kolejowa Tłuszcz.
Boże, jaki jestem zmęczony i senny! Po jaki chuj tak wcześnie wstawałem?! Mogłem jeszcze dobrej półtorej godziny pospać. Zachciało mi się romantyzmu, kurwa! Chciałem odprowadzić do pociągu Sławka, a teraz siedzę na tej pierdolonej stacji i nie wiem, co ze sobą zrobić. Chyba się zdrzemnę na tej ławce. Do pociągu jeszcze prawie dwie godziny.
Dobra, coś napiszę. Kilka słów o tym wszystkim, co się wydarzyło. No tak więc mieszkam w hotelu pracowniczym. Mieszkam w pokoju 207 z trzema innymi stażystami. Zakład oferuje nam jedynie obiady. Śniadania i kolację organizujemy we własnym zakresie. Mamy kuchenkę elektryczną i grzałkę. Prowiant przywozimy częściowo z domu, a częściowo kupujemy. Jeszcze nie wziąłem wypłaty, a już wydaję mnóstwo pieniędzy.
Chujnia, to nie tak! Oni przywożą prowiant, oni robią zakupy, bo to oni mają pieniądze. A co ja mogę zrobić? Od czasu do czasu kupuję chleb. Grzałka i kuchenka też jest ich. Ściślej jednego z nich. Ostatnio się przepaliła i przypierdolili się do mnie, że to niby ja. Tylko nawet, kurwa, nie wiem kiedy. Nie wiem, kiedy to się stało! Wkurwiłem się i powiedziałem, że jak do tego tematu w ten sposób podchodzą, to mogę w ogóle nie korzystać. Powiedziałem, że przywiozę swoją z domu. No, kurwa, przywiózłbym gdybym miał!
No nic, na razie korzystam z jego sprzętu, ale ostrożnie. Nic nie mówi, ale wiem co myśli. Mam tego dość. Naprawdę wolałbym mieszkać sami. Sam byłbym sobie panem. Skromnie to skromnie, ale jakoś bym się wyżywił. Bez niczyjej pomocy. Nie jadłbym szynki tak jak oni, ale jakoś bym sobie dał radę.
Jakie to przykre. Jak dziś kupiłem dżem, to nawet żreć nie chcieli. Nie lubią. Boże, ja nie mam pieniędzy! Co ja mogę kupić za te grosze? Kiełbasa? Nie na moją kieszeń. Po co to wszystko? Gdybym był sam, zjadłbym dosłownie byle co i popił gorącą herbatą. Bieda obiła mnie po karku, więc wiem, jak to jest.
No tak, racja, jestem pasożytem. Grzałka jest ich. Oni przywożą szynkę, oni przywożą konserwy. Jemy wspólnie. Wypadałoby się zrewanżować. Tylko, kurwa, czym?!
Ostatnio pożyczyłem pieniędzy na drogę do domu. Co mam im powiedzieć? Sorry koledzy, nie mam kasy, jestem biedny. Przepraszam, ale nie stać mnie na takie luksusowe żarcie. Korzystam na tym, ale jakim kosztem.
No nie, w sumie to nie są źli ludzie. Napierdalają się między sobą, że aż kurz leci, ale tylko na żarty. Mnie nie ruszają. Każdy z nich jest inny. Każdy pochodzi z innej rodziny. Też nie są bogaci, ale przynajmniej mają na jedzenie. Z każdym z osobna potrafię się dogadać. To najważniejsze. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że przecież nie mogę ciągle jechać na ich rachunku. Nie na tym to polega. Najgorsze jest to, że do pierwszej wypłaty praktycznie nic nie mogę zrobić. Jadąc tutaj, nie wziąłem tego pod uwagę. Powinienem był zorganizować sobie jakieś pieniądze. Nic, muszą się przyzwyczaić. Teraz wziąłem z domu trochę ogórków i parę kilo cukru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz