sobota, 25 marca 2023

2 września 1989

Sobota


16:45


Pada. Krople deszczu z szumem spadają na tropik namiotu. Na zewnątrz jest chłodno i mokro, ale tu, w środku, jest cieplutko i przyjemnie. Mógłbym tak całymi godzinami słuchać tego deszczu. Niestety jutro koniec wolnego. Koniec tego spania w namiocie. Jutro składam moje spanie i namiot. Jutro jadę do Wieliszewa, do hotelu. Od poniedziałku zaczynam pracę. Od poniedziałku zacznie się dla mnie nowe życie. Nowe zajęcia, nowe otoczenie, koledzy i wszystko inne. Trochę za dużo tych nowych rzeczy. Trochę obawiam się tego wszystkiego. No ale cóż, sam wybrałem. No w sumie nie dało się tego uniknąć. Czy tak będzie wyglądało moje nowe życie? Na podejmowaniu jedynie słusznych i koniecznych decyzji?

Muszę wybrać jedno wyjście. Jedno z dwóch. Albo znajdę sobie jakiś cel i zacznę go konsekwentnie realizować, albo całkowicie pozbędę się swoich marzeń. Nie mogę żyć w ciągłym niepokoju z tą pustką wewnątrz.

Czegoś ciągle pragnę, za czymś tęsknię, nie umiem znaleźć sobie w życiu miejsca. Ten ciągły nakaz poszukiwania. Czy kiedykolwiek zaznam spokoju?

Jakie to wszystko głupie. Czuję tak wielkie rozczarowanie w stosunku do mojego życia. Jestem zawiedziony, że nie dało mi on od tego czego potrzebuję. 

Nie, to nie tak. Boże, ja w ogóle nie widzę sensu tego swojego cholernego życia! Jest bzdurne i denne.

No wiem, będziesz się pewnie ze mnie śmiać. Może to ja jestem jakiś inny, dziwny. Dlaczego miłość ma być tylko wytworem mojej wyobraźni, istnieć tylko w bajkach, w telewizji i na kartkach powieści? Dlaczego jest nie dla mnie? Dlaczego sam mam jej nie doświadczyć?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz