Sobota
18:45
Uciekam od tej myśli tak bardzo, jak tylko się da. Mimo że przekonałem się na własnej skórze, to jeszcze próbuję w to nie wierzyć. Próbuję wynajdować inne wyjaśnienia. Mówię sobie, że to niemożliwe, ale niestety ta myśl powraca jak bumerang, bo jest realna i prawdziwa.
Nie ma co owijać w bawełnę, w naszym domu zalęgły się pchły!
To prawda, brutalna i przykra prawda. Kurwa mać, ja pierdolę, tylko tego nam brakowało! Skąd to kurewstwo się wzięło?! Skąd one w naszym domu? Przecież nigdy ich nie było.
Kurwa, ale teraz są! Na początku, kiedy Justyna mówiła, że coś ją oblazło i pogryzło jej nogi, w ogóle w to nie chciałem wierzyć. Jeszcze wczoraj, gdy Sylwek mnie zapewniał, że na, że na pewno to są pchły, to się śmiałem. Tłumaczyłem, że musiał się pomylić, że to pewnie meszki, bo w sieni stoją zgniłe pomidory. I kurwa, aby mu pokazać mój lekceważący stosunek do tej sprawy, bo mówił, że z podłogi nogi mu oblazły, rozłożyłem na niej koc i kołdrę i położyłem się. Tak oglądałem festiwal w Sopocie. No i nic.
Aż tu dopiero w namiocie coś mnie tak ujebało, że się poderwałem, zaświeciłem latarką i przyjrzałem się dokładnie. Boże kochany, to na pewno nie była meszka. Czarny owad wpił się w moją skórę. Próbowałem to zagnieść, ale wcale to nie było takie proste. Twarde to kurewstwo i sprężyste. Wymknęło mi się spod palca i czmychnęło gdzieś w chuj.
Przebiegł mnie zimny dreszcz. Wyciągnąłem wszystko z namiotu i wytrzepałem. I nie wiem, czy to, co później łaziło, to było tylko moje głupie wrażenie, czy rzeczywiście to robactwo. W każdym razie zasypiałem w nieprzyjemnym nastroju. Dzisiaj sytuacja powtórzyła się i to nawet kilka razy.
No kurwa, fakt. Co robić? Zostaliśmy postawieni w trudnej sytuacji. Jak się z tym cholerstwem rozprawić? Nie jest jeszcze tego dużo? Jak zapobiec rozprzestrzenianiu się.
Dyskutowaliśmy o tym wczoraj i doszliśmy do wniosku, że przede wszystkim musimy zadbać o bezwzględną czystość. Każdy zakamarek trzeba wymyć, wysprzątać, wyrzucić stare szmaty, niepotrzebne graty i rupiecie. Nawet tam, gdzie się w ogóle nie sprzątało do tej pory. Komórka, pustostan, a przede wszystkim tą ich wylęgarnię, czyli strych.
Tylko swoją drogą kto odważy się tam wejść? Najpierw pasowałoby, a może jest to nawet niezbędne, jakimś owadobójczym środkiem to wszystko spryskać. Proponowałem SIARKOL do spalania razem z trociną. Stosuje się go do odkażania szklarni. Mocne kurewstwo jak jasny chuj. Działa na tej zasadzie, że gaz powstały ze spalania jest bezwodnikiem kwasu siarkowego. W połączeniu z wodą otrzymuje się ten właśnie kwas. Woda to każda wilgoć. Zabija wszystko, co żyje, od wirusów, po pajęczaki. Od bakterii, grzybów, na owadach kończąc. Zabija też rośliny i większe zwierzęta.
To dobry środek. Tylko jak go dostać? No i pewnie sporo kosztuje, a i z forsą akurat jest krucho. Można zastosować też inne, bardziej znane środki jak MUCHOZOL i SANITOZOL lub preparat do zwalczania mrówek faraonek i pluskiew. Stosowali go u nas w internacie.
Tylko kto tego wszystkiego dopilnuje? Kto się tym wszystkim zajmie? Tej sprawy nie można zlekceważyć. Nie należy panikować, ale też w żadnym wypadku tak postępować, żeby nic nie robić.
Nie chcę myśleć, co będzie, jeżeli ta sprawa wyjdzie na jaw. Może już krążą plotki. Każdego powinna obowiązywać bezwzględna czystość i higiena osobista. Mnie nikt nie musi tłumaczyć, że do brudnego ciała każde robactwo ciągnie i dlatego już dziś myję się cały.
Zastanawiam się, skąd to się wzięło. Z brudu? Tak, to prawdopodobne. Ale przecież ostatnio nawet się poprawiło z czystością. Pod łóżkiem czysto i podłogi pozmywane. Sylwek mówi, że od tych upałów i wilgoci. Podobno w internackich piwnicach jest tego od cholery. Był przecież na tym OHP, dlatego zna się na tym świństwie.
Wiadomo pod ponad wszelką wątpliwość, że koty mogą przenosić także i ludzkie pchły. Kot jak kot, wszędzie wlezie, a za swoich sąsiadów nie gwarantuję. Od nich mogły przywędrować. A na strychu jest kupa starych, zakurzonych szmat, nikt tam nie zagląda tylko koty.
Ostatnio zdechły u nas na jakąś chorobę kocięta. Były w sieni i w domu, a pcheł było na nich cały rój. Tyle że kocich. Kocie są większe brązowo-czerwone, ludzkie natomiast czarne z długimi tylnymi nogami, ale kto wie, co tam po nich łaziło.
Co sądzą o tym inni? Co sądzi o tym mama, Monika i Justyna? My wszyscy, jeśli nawet wiemy, jesteśmy pewni, to nie wyobrażamy sobie, że może być to groźne. Do jakiego stopnia dokuczliwe? Mama nadal nie jest pewna, czy to pchły, czy meszki. Justyna najbardziej na tym ucierpiała, więc nie ma wątpliwości. Natomiast Monika, nie wiem. Ale jakoś trzeba żyć i jakoś się żyje.
W poniedziałek robimy generalne pranie pryskanie i sprzątanie. To nie Może tak zostać.