Wtorek
18:55
Po błękitnym niebie płyną lekko postrzępione małe chmurki. Słońce chyląc się ku zachodowi, rzuca czerwonopomarańczową poświatę na płaczące wierzby, które kołyszą się nad wodą. Płytka rzeka płynie szerokim spokojnym lustrem, pluszcząc ospale na zakręcie. Woda sięgająca zaledwie kolan jest bardzo ciepła. Mimo to przyjemnie chłodzi rozgrzane upałem ciało.
Nurt szemrze gdzieś w zaroślach, świerszcz odgrywa swoją melodię, a wieczorne słońce jest już coraz niżej. Nie grzeje już tak mocno i komary, które w ciągu dnia kryły się gdzieś w gęstwinie liści, wyszły na żer i choćbyś się zaparł, nie dasz rady usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż kilka minut. Całymi chmarami siadają na rękach i twarzy, boleśnie gryząc.
Przede mną rozciąga się trzydzieści metrów wody. To rzeka. Dalej znajduje się wysoki na dwa i pół metra brzeg, który porasta olcha i wierzba. Poniżej między pniami ściele się jeżyna. Jestem na małej wyspie, która od jakiegoś czasu jest też brzegiem rzeki, bo jedna odnoga wyschła w wyniku ostatnich upałów tworząc suchy ląd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz