Niedziela
17:00
Puste mieszkanie tonie w mroku. Panuje względny spokój. Spokój jest tylko względny, bo zza okna dobiegają krzyki dzieci bawiących się na drodze. Tu w mieszkaniu także nie jest spokojnie, jakby mogło się wydawać. Muchy są wszędzie. Łażą po rękach i ubraniu. Trudno się ich pozbyć, bo ciągle wlatują nowe. Jeszcze trudniej się przed nimi oganiać. To jak walka z wiatrakami.
Znowu cisza. Tylko bzyczenie much i tykanie zegara. W głowie znowu pustka. Problemy nie chcą być opisywane i chowają się w zakamarkach pamięci, a kiedy je ruszyć, boleśnie gryzą.
Jestem tu sam. Reszta poszła nad Liwiec. Siedzę i myślę. Obrazy przesuwają się powoli. Jedne pojawiają się na dłużej i giną, inne tylko przemykają migawką aparatu fotograficznego.
Znowu te lody. Jakbym kręcił się w zamkniętym kole. Ich smak pozostanie w mojej pamięci na długo. Nie chodzi o smak fizyczny, ale ten emocjonalny.
Trudno mi o tym pisać. Zresztą to już przeszłość.
Około 11:00 usłyszałem głos matki:
-Jacek, chłopaki idą na lody. Wstawaj szybko to i ty pójdziesz.
Już miałem zrobić tak jak powiedziała, ale w tym momencie przypomniały mi się wydarzenia z ubiegłego tygodnia, kiedy wyraźnie dali mi do zrozumienia, że oni nie chcą ze mną chodzić na lody. Teraz zabrali się i poszli. Żaden gęby nie otworzył. Tylko matce się wydawało, że jesteśmy taką szczęśliwą rodzinką i że wszystko robimy razem. To bzdura. Dawno już tak nie jest. Oni dwaj trzymają się razem. Ja jakoś im zawadzam.
Czuję się cholernie. Jest mi gorąco i duszno. Bracia. Mogli po prostu powiedzieć:
-Idziemy na lody. Idziesz z nami?
Wiedząc, że mnie nie chcą, pewnie powiedziałbym, że nie, ale wyglądałoby to zupełnie inaczej. Rzucili propozycję, a ja odmówiłem i w porządku. A tak zachowali się po chamsku.
Coraz goręcej. Może by tak iść do namiotu?
Kiedy poszedłem do domu, szybko zorientowałem się, o co chodzi. Siostry były też wkurwione, a matka chciała, żebym ich gonił. Powiedziałem stanowczo nie. Nie mam zamiaru być piątym kołem u wozu. Widzę kiedy mnie nie chcą i nie będę się pchał.
W tym wszystkim w dużej mierze chodzi o pieniądze, o to, że oni pracują a ja nie. Mają własną kasę i nie zamierzają się nią z rodzeństwem dzielić. Jednak jest w tym chyba jeszcze coś. Taka wyższość, której nie rozumiem.
W tym namiocie jest chyba cieplej niż w domu.
-Mogliby kupić mu tego loda. Przecież to są bracia. Jak oni mogli tak się zachować? - przez chwilę zastanawiała się matka, a później się rozpłakała.
-To nic, mamo. Stajemy się dorośli i coraz większa dzieli nas bariera. Każdy ciągnie w swoją stronę i ja to rozumiem, chociaż jest mi przykro. Nie ma sensu tego więcej rozwlekać. To nieistotne. Trzeba unikać konfliktów i żyć dalej. Tobie potrzebny jest spokój. Niepotrzebnie się denerwujesz. Trudno jednoznacznie stwierdzić, kto w tej sytuacji ma rację. Nie mogę ich osądzać, bo nie znam ich aż tak dobrze. Na pewno mają swoje powody. Do tej pory byłem wpatrzony w nich jak w obrazek, ale widzę, że muszę wybrać swoją własną drogę w życiu. Może właśnie o to chodzi.
Znowu oblało mnie gorąco. Pocę się. Muszę wyjść na świeże powietrze.
No teraz jest już dużo lepiej. Zamknąłem dom na zasuwę od wewnątrz i wyszedłem przez okno. Tak robią dziewczyny, kiedy chcą wyjść na drugi koniec podwórka. Działka jest duża i nie zawsze widać czy ktoś przypadkiem nie wchodzi do domu. No a przy tych naszych sąsiadach szczególnie trzeba uważać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz