Sobota
18:30
Jestem w namiocie. Do tej pory czytałem książkę. To znaczy od obiadu do teraz. Pewnie zapytasz: w takim razie co robiłem przed południem? Co ci odpowiedzieć? Właściwie to nic konkretnego. Chociaż zależy jak na to patrzeć. Przede wszystkim narąbałem drzewa. Może nie za dużo, ale jednak tyle, żeby było na czym ugotować obiad. Do tej pory nikomu się tego nie chciało zrobić.
Później wykonałem taką zasłonę od deszczu i wiatru do namiotu. Z tyczek i folii. Kiedy to skończyłem, zabrałem się do przygotowywania palików pod pomidory. Przyniosłem je wczoraj znad Liwca. Nie zrobiłem jednak tego dużo. Po zrobieniu dwóch dałem sobie spokój.
No tak. Poza tym nic. Co tu robić, kiedy nawet telewizor jest zepsuty? Wczoraj właśnie zawiozłem go do naprawy. Mam nadzieję, że uda się go przywrócić jeszcze do życia. Oczywiście koszty ponoszę ja. Nikt nie miał ochoty partycypować finansowo. Tylko że oglądać każdy będzie chciał. Taka kochana rodzinka.
Nie wiem, jak to będzie dalej. Do wypłaty jeszcze daleko, a kasa wsiąka jak woda w gąbkę. Ceny cholernie poszły do góry. Oczywiście to nie moja forsa i nie ja pracuję tylko matula, ale jakie to ma znaczenie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz