Wtorek
22:00
W końcu jednak udało się nam wyjść. Ja i Babik nieśliśmy w ręku po czekoladzie, o które za chwilę miała toczyć się rozgrywka. Byłem już trochę zmęczony i chciało mi się spać. Jacek Babik był pewny swego zwycięstwa. Ja zaczynałem wątpić w swoje siły, Chociaż wiem, że nie powinienem. No ale cóż, zakład to zakład. Teraz nie mogłem się przecież wycofać. Kiedyś co prawda wytrzymywałem 4 minuty na łóżku a w wodzie powyżej dwóch minut, ale to było dawno temu. Zdawałem sobie sprawę, że pierwszorzędną rolę przy tego typu zawodach odgrywa kondycja zawodnika oraz stan psychiczny i fizyczny. Teraz gdy wszedłem do zadymionego papierosami pomieszczenia i na dodatek byłem zmęczony dość długim marszem pod górę, rozważałem już warianty mojej przegranej. Chyba moim głównym problemem jest brak wiary we własne siły. Jeszcze przed samą próbą spytałem mojego przeciwnika:
-Jeśli przegram, to nie będziesz miał do mnie żadnych pretensji i nie będziesz się ze mnie nabijał?
-Tak. Oczywiście. To przecież normalne, - odparł Babik.
Wreszcie nastała taka chwila, chwila kluby sił, wytrwałości i mocnej woli. Kilka minut koncentracji na wyznaczonym zadaniu. Wyrównać oddech, pogłębić, rozluźnić się, uspokoić. Spojrzałem na wiadro pełne letniej wody przygotowanej do nurkowania. Po obydwu stronach stało trzech sędziów ze stoperem mających za zadanie odliczać uczciwie upływające sekundy mojego wyczynu.
-3, 2, 1! Start! Bardzo głęboki wdech, aż do bólu płuc. Plusk. Nie miałem pojęcia jak szybko płynie czas.
-Pół minuty! - ktoś krzyknął nad moją głową.
“Jak to możliwe?” - pomyślałem, nie dowierzając, że to tak szybko, - “Przecież jeszcze nawet nie zacząłem odczuwać najmniejszego wyczerpania”. Wołowiną cię powoli zacząłem wypuszczać powietrze.
-Wytrzyma! Skurkowany wytrzyma! - słyszałem nad swoją głową zdziwiony głos Jacka Babika.
-5,4, 3, 2, 1, już! Skurczybyk, ale mocny! Dał radę, dał radę! - ktoś inny odliczał nad moją głową. To chyba był Andrzej.
Ku swojemu własnemu zaskoczeniu stwierdziłem, że mam jeszcze bardzo duży zapas tlenu i sił. “Szkoda byłoby zmarnować taką szansę. Mógłbym udowodnić nie tylko im, ale też sobie, na ile mnie stać” - pomyślałem, kontynuując. Byłem przekonany, że jeszcze dobrych kilka minut Dam radę wytrzymać. Niestety wyciągnęli mnie siłą, bo bali się, że się utopiłem. Od razu do moich rąk trafił suchy czysty ręcznik, bym mógł się wytrzeć. Wyszedłem na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza. Kiedy wróciłem, usłyszałem:
-Do góry go!
Nim zdążyłem się zorientować, o co chodzi, przygotowałem już w powietrzu jak samolot, odrzucany przez ręce wszystkich kolegów.
-Dobry, Dobry jesteś. Ja bym za cholerę tyle nie wytrzymał, - gratulował Jacek Babik.
Czekoladę dostałem chwilę później. Po długich o wakacjach wróciliśmy na stołówkę. Były już tam dziewczyny. Chcąc im zaimponować, połamałem jedno z czekolad pojedyncze kawałeczki i poczęstował m całą grupę. Byłem przekonany, że to zdarzenie, na pozór nieistotne, bardzo podnosi moją pozycję wśród znajomych. Nie wiedziałem, że tak wspaniale mogę się z nimi bawić.
Po powrocie do pokoju postanowiłem sprawdzić, ile, tak naprawdę, mogę wytrzymać bez powietrza. Wynik zaskoczył mnie jeszcze bardziej. Dwie minuty i 5 sekund. Różnica polegała na tym, że próbę wykonałem w pozycji półsiedzącej i na wygodnym, miękkim tapczanie. No i jeszcze jedno: zrobiłem to sam, w spokoju i ciszy. To też pewnie w jakiś sposób wpłynęło na ostateczny wynik. Dodatkowo opracowałem metodę, która, jak mi się zdaje, bardzo to ułatwia. Teraz tylko trochę boli mnie klatka piersiowa, ale to może od tych 30 pompek, które przed chwilą zrobiłem.
To jeszcze nie koniec niespodzianek. W zajeździe, w którym piliśmy piwo, przy okazji wygadałem się, że jutro są moje urodziny. Obiecałem, że wszystkim, bez wyjątku, postawię po jednym piwie, pomimo tego, że tam nie piję. Poza tym 17 sierpnia są moje imieniny. Zdaje się, że na długo zapamiętam pobyt w tej Czechosłowacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz