środa, 21 kwietnia 2021

17 sierpnia 1987

Poniedziałek


 20:10 


Niesamowicie przyjemnie jest tak leżeć w miękkim, wygodnym, przyjemnym łóżku. Hmmm… Nie macie pojęcia, jaka to przyjemność. Na pewno, kiedy teraz tak leżycie, zupełnie nie zwracacie na ten drobny szczegół uwagi. Takie rzeczy docenia się w bardzo specyficznych warunkach. Na przykład po całym dniu ciężkiej pracy. Prawda? A może jeszcze do tego dołożymy ostre palące słońce? 

Pod koniec dnia, bo myślałem, że to będzie koniec, w sumie wszyscy tak myśleliśmy, byłem przekonany, że dłużej nie wytrzymam. Miałem na głowie taki turban zrobiony z koszulki, żeby nie dostać udaru. Właśnie spod tego czegoś, po obydwu skroniach płynęły stróżki słonego, piekącego potu. To był zwariowany dzień. Traktorzysta jeździł jak szalony. Przywoził przyczepę za przyczepą i nie było najmniejszej możliwości, żeby odpocząć choć chwilę. Rozebrani do połowy, plecy mokre od potu, i na domiar wszystkiego spadająca z góry, przyklejająca się do ciała słoma, kłujące źdźbła, które drażniły i powodowały malutkie ranki. Już po kilkunastu minutach całe ciało piekło jakby było posypane solą. No ale w sumie to jeszcze nie był koniec atrakcji. Znacie takie owady, mówią na nie gzy ślepaki? No, jak znacie, to wiecie. Jak taki huj ugryzie, to powstaje bąbel szerokości centymetra. No, a tam krążyło ich całe stado. Mało nas żywcem nie pożarły. 

I wiecie jeszcze co? Po dzisiejszym dniu wiem gdzie mam każdy mięsień, czy to w ramionach, czy karku. Wiem nawet, że mam mięśnie brzucha hahaha… Czułem każdy i to bardzo dokładnie. No i teraz moje dłonie przypominają ręce prawdziwego robotnika, a nie ucznia szkoły średniej. Zrobiły się twarde szorstkie. 

Tylko w myślach się modliłem: aby do fajrantu, aby do 16:30. Jednak, jak się wkrótce przekonałem, na szybki koniec się nie zanosiło. To było jak pogoń za duchem. W momencie kiedy zdążyliśmy rozładować jedną przyczepę, w bramie pojawiała się następna wyładowana pod samą górę. 

Na kolację przyszedłem z oczami jak złotówki i językiem na wierzchu. Kłucie i pieczenie karku wzmogło się jeszcze, gry włożyłem koszulkę. Wkurwiony na maksa ściągnąłem w wilgotny ręcznik i wytarłem mi my trochę plecy. Na chwilę pomogło, ale mogłem już pójść na kolację. Dziś były parówki. 

Po kolacji byłem już mądrzejszy. Mimo upału włożyłem na siebie koszulę z długim rękawem i choć bardzo mnie korciło, nie ściągałem jej do samego końca. Już po chwili zrobiła się cała mokra, ale chroniła przed słońcem, słomą, i tymi pierdolonymi ślepakami. Zresztą po rozładowaniu kilku przyczep, chyba trzech, traktorzysta nie pojawił się przez pół godziny. W końcu się pojawił, rozładowaliśmy ją i to był już prawie koniec. 

Jeszcze podrzuciliśmy Michała do góry, bo dziś są jego imieniny, później pobiegłem szybko pod natrysk, byłem pierwszy, wykąpałem się z niesamowitą przyjemnością, no i leżę sobie. Będę czytał. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz