poniedziałek, 26 kwietnia 2021

28 sierpnia 1987

Piątek


 12:20


 Przed chwilą przyjechałem. Nikogo nie ma w domu. Musiałem wchodzić przez niezamieszkaną część budynku. W domu okropny bałagan. Widać jednak, że prace remontowe posunęły się do przodu. Nie tak daleko jakbym sobie tego życzył, ale jednak. 

Pokój został obity od wewnątrz płytą pilśniową drewno podobną, na ścianach jasną a na suficie brązową. W kuchni zostały obite tylko ściany. Moim zdaniem wszystko to niezbyt mocno się trzyma. Zauważyłem dwie nowe rzeczy: adapter na płyty winylowe i lodówkę. Poza tym przybyły dwa łóżka i krzesła.

 Po wejściu do domu i obejrzeniu wszystkiego posegregowałem swoje rzeczy. Nie wypakowuję nic ich jednak. Piwo, które kupiłem w Czechosłowacji, wstawiłem do zimnej wody, aby nabrało odpowiedniej temperatury. Teraz siedzę i zastanawiam się, co dalej robić. Mogę wyjść na poszukiwania, ale też mogę zostać i zabrać się do sprzątania.


 Wczoraj o 4:00 rano wyjechaliśmy do  Pragi.  Oczywiście każdy przedtem się spakował. Gdzieś po drodze złapaliśmy gumę w autobusie. Mieliśmy spore opóźnienie. Po dotarciu do stolicy Czechosłowacji (to było około 10:00) mieliśmy 3 godziny na zrobienie zakupów. To była dość trudna sytuacja. Miałem 1600 czeskich koron i trzeba byłoby wydać je właśnie w tym czasie. Ku wyjaśnieniu 1600 czeskich koron to jest 16500 zł. 

Kupiłem trzy swetry, bardzo ładne, trochę czekolad też. Zostało mi około 500 koron. W Libercu zatrzymaliśmy się na 30 Minut.  Tutaj miałem pozbyć się reszty. Chcę zaznaczyć, że obecnie jest taki przepis, że nie wolno do Polski przywozić obcej waluty. Nie przepuszczą cię przez granicę. Kupiłem więc ręczniki, obrusy i inne drobiazgi i, w tym piwo, ostatniej chwili.

 Po drodze do Habartic i zabraniu naszych rzeczy udaliśmy się w stronę granicy. Miałem przy sobie 300  koron. Nie wiedziałem co zrobić. Część schowałem do radia pod obudowę a część pod obicie siedzenia w autobusie.

 Oczywiście przy przekraczaniu granicy każdy miał niezłego pietra. Najbardziej bał się pan Biernacki, nasz opiekun, który miał całe kilogramy towaru. Żeby nie kłamać i nie gadać na bez sensu, mogę powiedzieć, że było to pudło pasty do zębów firmy Elmex. Oczywiście między innymi. Ta pasta w Polsce jest bardzo poszukiwana. No i oczywiście bardzo droga.  

Z tą pastą mu się udało, ale i tak musiał zapłacić 12000 zł a za spodnie, które były wpisane na karcie przekraczania granicy w tamtą stronę, a których nie miał z powrotem.

 Po przekroczeniu granicy podwieziono nas do miejscowości, w której była stacja kolejowa i dalej to już radźcie sobie sami panowie. Nie bardzo mi się to podobało no ale cóż takie jest życie. Po upływie około pół godziny podstawili pociąg z Bogatyni.

 W nocy udało mi się zdrzemnąć 5 godzin, oczywiście na siedząco. Gdy dojechaliśmy do Warszawy Wschodniej, uzyskałem informację, że ten pociąg jedzie dalej, aż do Białegostoku. Oczywiście przez Małkinię i przez  Łochów. No to byłem już prawie w domu. Było mi bardzo po drodze. Dokupiłem tylko bilet u konduktora do mojej miejscowości. 

No i przyjechałem. Aż trudno to uwierzyć. Pokonałem pół Polski jednym pociągiem i przyjechałem pod samą chałupę.


 Mam dobrą wiadomość. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to już 15 września wyjadę ponownie do Czechosłowacji. Będę pracował w tym samym kołchozie, z tą samą brygadą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz