środa, 13 stycznia 2021

9 marca 1987


Poniedziałek


Ciepło promieni słonecznych daje się już wyczuć nawet na dworze, chociaż temperatura nadal oscyluje w okolicach zera. Pomimo takich drobnych szczegółów, jak to, że wczoraj padał śnieg, czuje się już wiosnę. Wystarczy tylko spojrzeć na nasz parapet przy oknie. Kwiaty puściły się do góry w szaleńczym tempie.

No dobra, tyle o pogodzie, a teraz o tym, co robiłem wczoraj i przedwczoraj, to znaczy, w sobotę i niedzielę. No tak w sobotę po obiedzie, a w niedzielę przed obiadem byłem z Sylwkiem na basenie. W ogóle to nas było trzech, bo i nasz wychowawca.

Było super woda prawie gorąca, w pomieszczeniu jak w saunie. Niektórym to przeszkadza, ale dla nas to był raj. Sukces! Przełamałem swój strach i zacząłem wreszcie skakać do wody ze słupków startowych. Można powiedzieć, że wychodzi mi już to nawet dobrze. Pod wodą pokonuję dystans połowy długości basenu. Nauczyłem się też opalać się na samo dno.

Wbrew pozorom, wcale nie jest to takie proste. Tak naprawdę, to człowiek nie tonie. Nie wierzysz, to sam sprawdź. Jeżeli chcesz pójść na dno, to musisz (koniecznie) wypuścić powietrze z płuc. Wiem, że to brzmi strasznie, ale nie bój się. Nie utopisz się. W innym wypadku, to znaczy, z pełnymi płucami, to ci się nie uda.

Dzisiejsze lekcje były skrócone. Super! Po siódmej lekcji wyszedłem o 13:00. To z powodu akademii. Dwóch lekcji nie było: historia i mechanizacja. Można było przeżyć tyle tylko, że z polskiego zadała referat na jutro. Pasowałoby pójść do biblioteki po jakieś materiały, albo, kurde, machnąć na to ręką. Kto to będzie jutro sprawdzał.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz