piątek, 8 stycznia 2021

22 lutego 1987

Niedziela


14:15 


Myślałem, że nic z tego nie wyjdzie, że nic to nie da. Chwilami nawet mi przychodziło mi do głowy, żeby z tym zerwać. Myślałem: to kompletna bzdura, możesz sobie medytować, ale to i tak nie wpłynie na twoje życie. Jednak coś się zaczyna dziać w mojej psychice. Zaczynam odczuwać tę ogromną moc, którą przynosi medytacja.

Kościół. Trudno było mnie tam zaciągnąć. Nawet gdyby ktoś mi powiedział, żebym jechał z nim, to robił to niechętnie. Dziś coś się stało. 

Po wczorajszej medytacji, po tym, jak by się mogło wydawać, głupim rozmyślaniu, coś we mnie zostało, jakaś siła. To siła olbrzymia, ale ukryta. Ona jest w każdym z nas. To jest siła witalna, siła życia. Tylko trzeba umieć ją obudzić ze snu. 

I właśnie coś takiego kazało mi, po prostu kazało mi, jechać do kościoła. Nie chciało mi się nawet wychodzić z internatu w taką pogodę (na dworze mżawka) a co dopiero jechać do miasta. A jednak coś mnie zmusiło.

Wiem, że jeżeli dziś, podczas głębokiego rozmyślania, coś sobie polecę, to jutro, choćby nie wiem co, muszę to wykonać. Ktoś może powiedzieć, że to kompletna bzdura. Tak. Wiem. Ja też tak myślałem, ale powoli się przekonuję, że tak nie jest.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz