środa, 10 lutego 2021

17 kwietnia 1987

Piątek.


Wola Paprotnia


6:50


Jeżeli chodzi o mieszkanie to dzisiaj mam już prawdziwy komfort. Nie mogę narzekać. Spało się wyśmienicie. Pod tyłkiem kołdra i koc, na wierzchu kołdra puchowa a do tego tak kuchenka mocno grzeje. Obudził mnie jakiś dźwięk, może mleczarz albo ktoś inny kto tak rano wstaje. Nie wiem. Jeszcze chwilę poleżę i wstaję. Mam dużo roboty. Trzeba kończyć moje freski. Na dworze pochmurno.


00:00


Dużo się działo. Aż trzy razy byłem w Mrozach. Zakupy. Mrozy to wioska, ale duża. W sumie osada z ładnym kościołem. Dziwnie się tam czułem. Tam wszyscy chyba się znają, bo jak pojawiłem się na ulicy to od razu zajarzyli, że nie jestem stąd. Nie wiem. Na czole nie ma tego przecież napisane. Patrzyli na mnie jak na kosmitę. 

Dziś poznałem siostrę Bożenki. Dziewczyna jak z obrazka, ale młodziutka. Dopiero ósma klasa. Nie powiem, rozwinięta ponad wiek. Wydaje się przynajmniej dwa lata starsza. Obecnie mieszka w Warszawie. Przyjechała na święta. Po tym jak się ubiera wydedukowałem, że nieźle się jej powodzi. Nie ma lipy, same markowe. No i chyba nie jest rodzoną siostrą Bożeny. Ale to nie jest takie ważne. 

Dostałem propozycję. Bożena spytała, czy nie zostałbym u nich na święta. Chce, abym dołączył do jej znajomych. Chce byśmy razem świętowali. To bardzo miłe z jej strony. Niestety musiałem domówić. To są święta. Mam swoją rodzinę. W tej chwili to oni są dla mnie ważniejsi. Może innym razem. 

Malowanie idzie sprawnie. Bożena podarowała mi spodnie i koszulę. Używane, ale nie zniszczone. Mam wyrzuty sumienia. Wiem, ze to za to malowanie, ale chyba nie powinienem był tego brać. Jutro wstaję wcześnie rano, kończę i po południu jadę do domu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz