wtorek, 9 lutego 2021

16 kwietnia 1987

Czwartek.


Wola Paprotnia


7:20


Całkiem dobrze by mi się spało gdyby nie było tu tak zimno. 


23:30


Dzień minął fajnie. Właściwie to nic konkretnego nie robiłem. Malowałem. Przeczyściłem komin, bo palić się w tym malutkim piecyku nie che. Ciągle czad leciał na mieszkanie. W tej chwili pracuje kuchenka elektryczna. Oni nic o tym nie wiedzą. Myślą, że palę w tym piecu. Wygasiłem go w cholerę jak wszyscy poszli spać. Nie mam zamiaru zaczadzieć. Jeszcze mi życie miłe. 

Muszę przyznać, że podoba mi się ta miejscowość. W sumie wioska jak każda inna, ale ludzie bardzo mili. Jeśli chodzi o rodzinę Bożeny to jest lekko zwariowana. Natomiast Bożenka to niska blondyneczka o niebieskozielonych oczach. Często się śmieje i coraz bardziej mi się podoba. Jej ojciec się zdenerwował kiedy wczoraj zbyt długo u mnie siedziała. W sumie nie dziwię się mu. Dwoje młodych ludzi bez nadzoru. Cholera wie co z tego może wyniknąć. Stara się chronić córkę. To normalne. 

Wolno idzie. Dopiero połowa mojego muralu. To jest budynek gospodarczy, ale ładnie wyremontowany. Bożena postanowiła jakby uciec od rodziców, ale wiadomo, że to tylko przez podwórko. Ona che tu zaprosić na święta kilkoro znajomych. Zdaję sobie sprawę, że nie o mnie chodzi. Zrobię swoje i wyjeżdżam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz