Czwartek
Miała piękne, długie, złociste włosy. Opadały falami na ramiona i, niesione lekkimi podmuchami wiatru, co chwilę, odsłaniały długą, łabędzią szyję. Spod bujnej grzywki, niczym dwie Iskierki, błyskało dwoje błękitnych oczu. Oprawione w ciemne brwi i długie rzęsy, wyrażały przekorę, a jednocześnie nieśmiałość. Można by rzec, twarz żywcem wzięta z jakiegoś obrazu.
Była piękna. Może zbyt piękna. Była jak Szeherezada z baśni tysiąca i jednej nocy. Pociągała mnie bardzo. Jeżeli mój wzrok już na nią padł, trudno było mi go oderwać. Ona, chyba, o tym wiedziała. Zawsze, kiedy spostrzegła moje skrępowane spojrzenie, uśmiechała się spod przymknięty powiek. Jakby chciała powiedzieć, że czuje się tak samo. Nie wiem jednak, czy naprawdę wiedziała, co dzieje się w głębi mojego serca. Najśmieszniejsze jest to, że między nami, oprócz zwykłego koleżeństwa, właściwie, nic więcej nie było. I wtedy, nadszedł właśnie ten wieczór, kiedy byłem bliski załamania…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz