środa, 4 listopada 2020

21 października 1986


Wtorek


7:05


Pogoda pod zdechłym azorkiem. Lepiej nie gadać. Wieje prosto w okno, gwiżdże i szumi. Katar jeszcze nie minął, kaszel także. Wczoraj wieczorem rozwaliłem zeszyt do matematyki. Nie mam pojęcia, w czym będę pisał. Nie chodzi tylko o dzień dzisiejszy. Ten zeszyt rozpadł się na poszczególne kartki.


21:15


Ciągle ten lęk. Nawet nie wiem czego się boję. Wiatr ustał, deszcz ustał, a tam, w głębi serca, strach. Ciągle. Bez przerwy czuję jakieś zagrożenie. Powód? Bo ja wiem? Lekcje? Tak. Na pewno. Jutro są dwie klasówki. Z języka polskiego i z fizyki. Nie jestem przygotowany. Nic nie umiem. Może to dlatego. Chociaż, nie. To chyba jeszcze coś innego. To takie dziwne. Zalewa mnie pustka. Mam wrażenie, że stoję nad przepaścią. Czuję się okropnie. Jestem samotny, mimo tylu kolegów i koleżanek. W głębi duszy, tam w środku, jestem sam. Czuję pustkę, bezgraniczną, czarną przestrzeń, przestrzeń, która mnie przeraża. Usiłuję jakoś pokonać ten strach, zabić, zabić wszystkim, czym tylko się da. Do pewnego stopnia, nawet mi się to udaje, ale później przychodzi taki moment, kiedy wszystko się wali. Czy ktoś może mi pomóc?!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz